Tȟašúŋke Witkó

Wódz nadaje: Bezcenna informacja

Wódz nadaje: Bezcenna informacja
Tȟašúŋke Witkó

Na początku drugiej połowy lat 90-tych XX w., pod kompleksem handlowo-usługowym „Herbewo” zasiadała grupa Cyganów proszących o wsparcie pieniężne.

Oprócz starego Roma, dzielnie wystawiającego na jesienną słotę resztki pozostałe po amputacjach kończyn dolnych, największe współczucie budziła gromadka kilkuletnich dzieci uwijających się pomiędzy puszkami, do których przechodnie wrzucali monety i, rzadziej, banknoty. Bywałem tam niemal codziennie, ponieważ – jako mieszkaniec internatu wojskowego przy ulicy Montelupich – byłem niejako zmuszony robić zakupy na Nowym Kleparzu. Naturalnie, sam również dałem kilka złotych, czym zasłużyłem sobie na gorące podziękowania potrzebujących.

Podobnie zachowywali się inni przechodnie, wspierając ubogich ludzi. Miejsce było dobrane przednio, bowiem tam zjeżdżały się autobusy przywożące do Krakowa mieszkańców okolicznych siół, więc ruch był duży, a i urobek finansowy okazały. Niewielu było takich, którzy przeszli obojętnie obok ślicznej, może trzyletniej dziewczynki, patrzącej na maszerujących chodnikiem ludzi ślicznymi oczętami. Owe oczka poruszały nawet granitowe serca, ale, ponieważ wszystko kiedyś się kończy, więc skończyło się i to żebranie, a pomogła w tym bezcenna informacja.

Bezcenna informacja, zdobyta przez jednego z podwawelskich żurnalistów głosiła, że do puszek naszych bohaterów trafia nawet kilkaset złotych dziennie, a po „utarg” podjeżdża co kilka godzin grupa luksusowo odzianych mężczyzn w niemieckiej limuzynie z przyciemnianymi szybami. Okazało się, że jest to zorganizowana szajka żerująca na ludzkiej dobroci. Dlaczego dziś o tym Państwu piszę?

Dlatego, że analogiczną sytuację mamy na granicy polsko-białoruskiej. Znów czarne niczym węgle dziecięce oczka mają za zadanie zrobienie wyłomu w ludzkiej psychice, a za uczuciami idą najczęściej nieprzemyślane czyny. Chyba dla nikogo już nie jest tajemnicą, że matki z pociechami są transportowane do lasu w celach propagandowych, a za ich plecami czają się kohorty mężczyzn – wyznawców Allaha. Do tego mamy nadwiślańską opozycję, złożoną z liberalno-lewicowych polityków i sprzyjających im dziennikarzy, którzy robią zbędny klangor wokół całej akcji, nie dając służbom możliwości spokojnego wykonywania obowiązków. Od jakiegoś czasu zadaję sobie pytanie: czy decyzja o zamknięciu strefy specjalnej dla prasy była właściwa?

Odpowiedź nasunęła mi się tylko jedna: ten ruch był zły, ale… wszystkie inne rozstrzygnięcia byłyby jeszcze gorsze. Dzięki temu, analitycy z Moskwy i Mińska mają mniej materiału do interpretacji, a to utrudnia im planowanie kolejnych, niekorzystnych dla nas posunięć.

Niekorzystne dla nas posunięcia, realizowane przez stronę przeciwną, będą się nasilać – co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Chyba już nikt nie ma złudzeń, że najbardziej nawet sensowna argumentacja, nawołująca oficjeli niechętnych rządowi do porzucenia retoryki szkodzącej państwu jest niecelowa, gdyż nie zostanie ona przyjęta. Degenerację i degrengoladę moralną obozu opozycyjnego oceniam jako zatrważającą, toteż liczenie na jego wyrozumiałość jest bezsensem. Należy więc przejść do ofensywy medialnej, pokazując slumsy, jakie imigranci uczynili z miast Europy Zachodniej od pamiętnego lata 2015 r. Tylko przybliżenie tego, co nas czeka w przypadku przedarcia się przez granicę tysięcy muzułmanów, może skutecznie zagłuszyć fałszywy przekaz strony liberalnej. Obóz Zjednoczonej Prawicy musi dotrzeć do wyobraźni Polaków, a tutaj najskuteczniejszą bronią jest bezcenna informacja.
Howgh!

Tȟašúŋke Witkó

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.