Wanda Kronenberg. Agentka z pejczem na barykadzie

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Bargiełowski „Stańczyk” /Muzeum Powstania Warszawskiego
Wojciech Rodak

Wanda Kronenberg. Agentka z pejczem na barykadzie

Wojciech Rodak

Młoda baronówna była piękna i niebezpieczna. W okupowanej Warszawie Wanda Kroenberg pracowała dla pięciu różnych wywiadów, w tym akowskiego i Gestapo. Czy była zdrajczynią?

W okupowanej Polsce toczyła się krwawa rozgrywka pomiędzy wywiadami III Rzeszy, Sowietów i wszystkich polskich organizacji konspiracyjnych. W gąszcz intryg, podwójnych agentów i prowokacji Wanda Kronenberg weszła jeszcze jako nastolatka. Mimo młodego wieku świetnie sobie radziła. Była sprytna, niezwykle inteligenta i potrafiła zdobyć się na bezwzględność. Nie drżała jej ręka, gdy musiała się pozbyć przeciwnika. Umiała wykorzystywać swoją zjawiskową urodę tak, by manipulować nawet najbardziej przebiegłymi szpiegowskimi graczami. W Warszawie tajemnicą poliszynela była jej współpraca z Gestapo. Jednak w rzeczywistości baronówna pozostawała na usługach czterech innych wywiadów, w tym służb Armii Krajowej. Po wojnie krążyły o niej jednoznacznie negatywne opinie i fantastyczne opowieści. Jej postać budziła silne emocje. Środowiska akowskie uważały, że zdradziła podziemie. Pamiętano o wyroku śmierci, który wydano na nią w 1944 r. Władysław Bartoszewski, na ogół ogładny wobec kobiet, w rozmowie z Michałem Komarem określił ją mianem „zepsiałej córki przyzwoitej rodziny”. W niektórych relacjach opisano ją jako kobietę, która szła na powstańczą barykadę uzbrojona w pistolet i… pejcz. Czy w istocie była zdrajczynią i prawdziwą femme fatale? Komu tak naprawdę służyła? Skąd się wzięły opowieści o jej osobliwym uzbrojeniu, z którym krążyła po ulicach walczącej stolicy? Te i inne zagadki dotyczące Wandy Kronenberg postanowił rozwikłać dziennikarz Michał Wójcik. Oto co udało mu się ustalić.

Rogata dusza

Nasza bohaterka wywodziła się ze słynnego rodu zasymilowanych żydowskich bankierów. Jej pradziad i dziad, Leopold Stanisław Kronenberg i Leopold Julian Kronenberg, stworzyli biznesowe imperium, w skład którego wchodziły banki i liczne zakłady przemysłowe. Inwestowali ponadto w rozwój dróg żelaznych, w tym m.in. koleje Nadwiślańską i Warszawsko-Wiedeńską. Manifestacją ich wielkiej fortuny był olbrzymi pałac, który wystawili sobie w Warszawie (dziś na jego miejscu stoi hotel Victoria). Zasługi familii dla gospodarki Rosji były tak wielkie, że pod koniec XIX w. obdarzono ją dziedzicznym tytułem baronów cesarstwa.

Śródmieście Południowe w czasie powstania. To tutaj zginęła Wanda Kronenberg
Pałac Kronenbergów w Wieńcu. To tutaj spędziła dzieciństwo Wanda Kronenberg

Wanda Kronenberg urodziła się w 1922 r. Była pierworodnym dzieckiem małżeństwa Leopolda Jana Kronenberga i Wandy de Montalto-Rowton - owdowiałej Włoszki z brytyjskim paszportem. W trzy lata później parze urodził się jeszcze syn Wojciech.

Dziewczynka dorastała w spokoju i dostatku w Warszawie i w Wieńcu na Kujawach, gdzie znajdowały się pałac i spora posiadłość ziemska Kronenbergów. Mimo to nie wyrosła na typową salonową damę - ułożoną i przywiązaną do konwenansów. Wręcz przeciwnie. „To młoda kobieta w typie, który Rosjanie charakteryzują nazwą razwiaznaja barysznia (duży tupet połączony z temperamentem) i której dominującą cechą charakteru jest samowola i ryzykanctwo” - opisywał ją później akowski agent o pseudonimie Jastrzębiec. W raporcie nie poskąpił także słów zachwytu nad jej urodą. „Przystojna, zgrabna, szczupła kobieta, ciemna szatynka o twarzy owalnej, o żywych, inteligentnych oczach” - podkreślał.

Z fuzji tych dwóch czynników - rogatej duszy w powabnym ciele - musiały, prędzej czy później, wyniknąć kłopoty. Siedemnastoletnia Wanda popadła w konflikt z rodzicami. Zakochała się w przystojnym młodym dziennikarzu Witoldzie Jasiłkowskim i zamierzała się z nim związać. Państwo baronostwo gorąco protestowali przeciwko mezaliansowi, ale za nic nie mogli przekonać córki do zmiany decyzji.

Ostatecznie kres rodzinnemu sporowi położył wybuch wojny. Państwo Kronenbergowie z synem zostali w Warszawie. Przeżyli dramatyczne chwile. Ich pałac, pełen cennych dzieł sztuki i książek, spłonął trafiony niemieckimi bombami. Matkę Wandy ledwo uratowano z pożaru.

Tymczasem ich córka wraz z ukochanym ewakuowała się do Lwowa. Tutaj młodzi wzięli ślub. I w kilka tygodni później wrócili do stolicy. I wtedy Wanda rozpoczęła życie na krawędzi, które doprowadziło ją do tragicznego końca.

„Lida” w Gestapo

W okupowanej Warszawie mąż Wandy Witold Jasiłkowski ps. Grot zaczyna prowadzić ciemne interesy do spółki z dwoma znajomymi. „Posiadali dużo pieniędzy, mieli broń, korzystali z aut niemieckich. Aresztowani przez Gestapo, po kilku [godzinach? dniach?] zostali zwolnieni” - opisywał ich działalność agent AK Stanisław Siekierski ps. Stahl. W tym samym raporcie podkreślał, iż grupa była powiązana z jakąś polską organizacją podziemną. Czym dokładnie się zajmowali? Czy prowadzili podwójną grę, pozostając także na usługach hitlerowców? Jaką rolę w tym towarzystwie miała nasza bohaterka? Nie wiadomo. Pewne jest, że latem 1941 r. Niemcy uznali ich za niebezpiecznych lub niepotrzebnych i aresztowali. Los Jasiłkowskiego pozostaje nieznany. Jego dwaj koledzy trafili do Auschwitz. Natomiast Wanda ratuje się ucieczką do Lwowa. Chyba niepotrzebnie, bo Niemcy mieli wobec niej inne plany.

W stolicy Galicji na przełomie 1941 i 1942 r. zostaje zwerbowana do pracy dla Gestapo. Dlaczego potomkini polskich arystokratów o żydowskich korzeniach przystaje na współpracę z Niemcami? „W grę mógł wchodzić szantaż. Ojciec Wandy jest trefny ze względu na pochodzenie. Do 1941 r. siedział trzy razy w więzieniu. Trefna jest także matka: Angielka, obywatelka kraju, który jest z Niemcami w stanie wojny. Rodzice Wandy żyją w ciągłym zagrożeniu. Warszawski pałac spłonął we wrześniu, dobra w Wieńcu przejmuje niemiecki zarządca. Mieszkają w Warszawie, zastanawiając się, kiedy i za nimi zamkną się bramy getta. Arystokraci, niegdyś państwo na włościach, teraz tropiona zwierzyna. Może Wanda chciała ich ratować? Może dostała propozycję nie do odrzucenia? Albo ona idzie na współpracę, albo oni za mur. Pozostaje także kwestia aresztowanego »Grota«. Może to w jego sprawie Wanda miała nadzieję coś zdziałać?” - spekuluje Michał Wójcik. Co dokładnie przesądziło o decyzji Kronenberżanki? Tego niestety raczej już się nie dowiemy.

W lwowskim Gestapo baronówna zajmuje się rozpracowywaniem działalności siatek NKWD i ukraińskich nacjonalistów. Przykłada się do swojej nowej pracy. Dzięki niej do niemieckich kazamat i pod ścianę trafia mnóstwo komunistów. W tym samym czasie młoda arystokratka rozpoczyna swoją podwójną grę. Nawiązuje kontakt z wywiadem Armii Krajowej. Sporządza swoje pierwsze raporty opatrzone pseudonimem „Lida”.

Urocza Wanda zjednuje sobie sympatie wielu gestapowców, ale nie Oberscharführera Otta. Ten nie ufał jej i uważał ją, nie bez racji, za podwójną agentkę. Słał do centrali gniewne noty informujące, że to „dywersantka”. Próbował udowodnić jej współpracę z wrogiem, ale nie mógł znaleźć przeciwko niej żadnych dowodów. Mimo to larum, które wszczynał wokół jej osoby, stało się niebezpieczne. I wtedy z odsieczą Wandzie przyszedł niejaki Paul Firckers alias dr Schmidt. Był oficerem Abwehry. Prawdopodobnie piękna i inteligentna Polka zrobiła na nim duże wrażenie. Postanowił więc ją uratować i zarazem wciągnąć w szeregi swojej organizacji. Pod koniec maja 1942 r. zabrał ją ze Lwowa, gdzie była na wpół „spalona”, z powrotem do Warszawy. Tutaj Kronenberżanka zaczyna pracę dla już trzeciej tajnej służby. Pod pseudonimem Wanda Jegoroff.

Lawirowanie

W stolicy baronówna zaczyna prowadzić coraz bardziej niebezpieczną dla siebie grę. Porusza się po grząskim gruncie. Pod pseudonimem Edith Müller zaczyna pracę w warszawskim Gestapo. Na Szucha podlega samemu SS-Hauptsturmführerowi Wolfgangowi Birknerowi - temu samemu, który latem 1941 r. dowodził akcją mordowania Żydów na Podlasiu. Ponadto można ją spotkać w tzw. Salonie Sztuki generałowej Leśniewskiej na ulicy Mazowieckiej 7, gdzie w najlepsze kwitł legalny i nielegalny handel obrazami, drogimi kamieniami czy zabytkowymi meblami. Tutaj też mieścił się punkt kontaktowy Abwehry, gdzie Wanda spotykała się z dr. Schmidtem. O swoich poczynaniach, mniej lub bardziej szczerze, wciąż informowała AK.

Wiosną 1942 r. dr Schmidt powierza Wandzie pierwszą misję. Ma przeniknąć do otoczenia Borysa Smysłowskiego - rosyjskiego kolaboranta nazistów, który u ich boku tworzy z sowieckich jeńców Rosyjską Armię Narodową - zebrać na niego haki i sprawdzić, czy aby nie prowadzi podwójnej gry. Obdarzona niezwykłym wdziękiem baronówna owija sobie wokół palca jakiegoś kuzyna swojej „ofiary” i uzyskuje potrzebne jej kompromitujące materiały. Jakie? Tego dokładnie nie wiadomo. W każdym razie Smysłowski zorientował się, że ktoś wokół niego węszy. Zidentyfikował piękną baronównę jako potencjalne zagrożenie. Dlatego też w lutym 1943 r. wysłał Birknerowi donos, w którym opisywał ją jako brytyjską agentkę, która prowadzi działalność dywersyjną w niemieckich tajnych służbach. Zaznaczał, że jej siatka infiltruje już najwyższe kręgi generalicji Wehrmachtu. Nie cofnął się też przed tym, by zasugerować, że stężenie semickiej krwi u Kronenberżanki grubo przekracza poziom dopuszczalny ustawami rasowymi.

Birkner uznał owe zarzuty za niezwykle poważne. Domagał się jej aresztowania. Jednak jego tyrady nie znalazły posłuchu ani u Ludwiga Hahna, komendanta SD i policji bezpieczeństwa na dystrykt warszawski, ani u jego prawej ręki Ernsta Kaha. Obaj uznali ją za zbyt cenną agentkę, by pozbywać się jej z powodu czyichś insynuacji. Czym Wanda im się tak przysłużyła?

Śródmieście Południowe w czasie powstania. To tutaj zginęła Wanda Kronenberg
Andrzej Bargiełowski „Stańczyk” /Muzeum Powstania Warszawskiego Śródmieście Południowe w czasie powstania. To tutaj zginęła Wanda Kronenberg

Od jesieni 1942 r. szefowie nazistowskich służb stwierdzają, że kluczową sprawą dla zabezpieczenia zaplecza frontu wschodniego jest walka z rosnącym w siłę ruchem komunistycznym i sowieckim wywiadem. Warszawa staje się jednym z najbardziej aktywnych pól walki na tym niewidzialnym froncie. Agentka „Edith Müller” zaczyna działać na tym odcinku i odnosi pierwsze sukcesy. Pozyskuje dla Gestapo cenne dane na temat działalności Polskiej Partii Robotniczej. Zresztą te same dokumenty dostarcza także swojemu nowemu „pracodawcy” Franzowi Grablowskiemu. Ten jest warszawskim rezydentem Referatu III F (inaczej P-3), czyli specjalnej komórki Abwehry zajmującej się werbowaniem agentów i przerzucaniem ich na teren ZSRR, a także infiltracją polskiego podziemia. „Wera”, bo pod takim pseudonimem pracuje u niego Kronenberżanka, uzyskuje status najcenniejszej informatorki w jego siatce.

Jak wskazuje wiele relacji, rola Wandy jako agentki nie ograniczała się tylko do zdobywania informacji o „czerwonych”. Prawdopodobnie występowała ona także w roli seksownej „przynęty”, która zwabiała do lokali konspiracyjnych swoje ofiary, na następnie likwidowała je sama czy też z pomocą niemieckich egzekutorów. Czy wedle wskazań mocodawców z Gestapo, jak mówią niektóre wojenne relacje, uśmiercała w ten sposób także członków podziemia akowskiego i narodowego? Czy to tylko okupacyjne plotki? Znów - nie udało się tego ponad wszelką wątpliwość wykluczyć.

Śródmieście Południowe w czasie powstania. To tutaj zginęła Wanda Kronenberg
Wikipedia Commons [b]Ludwig Hahn[/b] Urodził się w 1908 r. we wsi Eitzen (Dolna Saksonia). Pochodził z konserwatywnej wiejskiej rodziny. W 1931 r. ukończył studia prawnicze w Getyndze, a rok później obronił pracę doktorską w Jenie. Z NSDAP związał się już w 1930 r. Od 1934 r. pracował w strukturach SS. Do wybuchu wojny szefował placówkom Gestapo w Hanowerze i Weimerze. W czasie ataku na Polskę Hahn dowodził Einsatzkommando 1/I, które rozstrzeliwało Polaków znajdujących się na listach proskrypcyjnych i mordowało Żydów. Następnie Hahn był szefem SD i policji bezpieczeństwa w Krakowie, a następnie, od 1941 r. do 1944 r, w Warszawie. Odpowiadał za liczne zbrodnie wojenne, w tym deportacje Żydów. Po 1975 r. niemiecki sąd skazał go za nie na dożywocie. Zmarł w 1986 r.

Z całą pewnością można za to stwierdzić, że w toku 1943 r. jej akcje u okupanta rosły. Baronówna zakłada własną malowniczą drużynę wywiadowczą rezydującą w Wołominie. Należy do niej trzech przystojnych dwudziestolatków: Sergiusz Karol Wołoszyn i dwóch braci Kochanowiczów. Ten pierwszy jest współpracownikiem Gestapo, a dwaj pozostali, urobieni przez Wandę, uważają, że pracują dla aliantów. Młoda kobieta zarządza nimi w dość oryginalny sposób - rozkochuje ich w sobie, po czym wykorzystuje ich rywalizację o jej względy, by łatwiej ich sobie podporządkować. Z jej polecenia chłopcy infiltrują środowiska AK i NSZ. Ich specjalnością jest uwodzenie bądź upijanie na specjalnie zaaranżowanych libacjach dziewcząt z podziemia, by uzyskiwać od nich pożądane informacje.

Czy działalność tej grupy była szczególnie szkodliwa dla konspiracji niepodległościowej? Czy baronówna „grała na wielu fortepianach”, ale przede wszystkim dla Gestapo? Ponownie nie możemy na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Z pewnością Armia Krajowa, której wciąż słała raporty jako „Lida”, coraz mniej jej ufała. W końcu wydano na nią wyrok śmierci.

Zdrada?

W 1943 r. w siedzibie Gestapo przy alei Szucha pojawia się dynamiczny kapitan Alfred Spielker. Powołuje do życia Sonderkommando IV AS, którego zadaniem jest całościowe rozpracowanie polskiego ruchu oporu. W swojej antypolskiej działalności miał wiele sukcesów, z których największym była słynna prowokacja „Nadwywiadu”. Wanda zaczyna z nim współpracować. Gestapowiec powierza jej zadanie wyszukania wśród środowisk konspiracji narodowej oraz polityków starej sanacji, odstawionych w AK na boczny tor, osobników chętnych do podjęcia wspólnej walki z Niemcami przeciwko Sowietom. Czy jej misja się powiodła? Nie mamy na ten temat materiałów. Nie ma wątpliwości, że wtedy, latem i jesienią 1943 r., nad jej głową zaczęły się zbierać czarne chmury.

Najpierw nieomal padła ofiarą rozgrywek wewnętrznych na alei Szucha, pomiędzy skorumpowanym doktorem Kahem a Spielkerem. Została oskarżona o bycie akowskim kretem, ale znów, dzięki niezwykłemu wdziękowi i umiejętności perswazji, udało jej się uniknąć najgorszego.

Działała dalej. I wtedy w jakiś sposób naraziła się AK. W lutym lub marcu 1944 r. Wojskowy Sąd Specjalny (WSS) wydał na nią wyrok śmierci. Na jakiej podstawie? Michał Wójcik wyklucza, że „Lidę” skazano za wydanie któregokolwiek z członków podziemia w ręce Gestapo. Przedstawia wiele innych teorii. Według jednej miała zostać ukarana za świadome wprowadzenie w błąd wywiadu AK w jednej z kluczowych spraw. Inna mówi, że chciała wystawić Niemcom komendanta głównego AK gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego. Autor wskazuje też, że wyrok mógł być owocem intrygi grupy wysokich oficerów AK, którzy prowadzili tajne rozmowy z Gestapo. Może Wanda, współpracowniczka Spielkera, wiedziała o nich za dużo i chciano ją usunąć jako niewygodnego świadka, w dodatku z piętnem zdrajcy? Jakiekolwiek były powody wydania drastycznego wyroku, do naszych czasów nie zachowały się żadne ewidentne dowody jej nielojalności wobec AK.

Na podstawie wyroku WSS do działania przystąpili akowscy likwidatorzy. Czterokrotnie próbowali dopaść baronównę. Bezskutecznie. Tylko raz udało im się ją lekko zranić. Jednak w sierpniu 1944 r. szczęście ją opuściło.

Brytyjski trop

W czasie powstania warszawskiego Wanda Kronenberg znajdowała się na terenie Śródmieścia Południowego. Tutaj została zatrzymana. Z niejasnych dziś powodów żołnierze AK uznali jej zachowanie za podejrzane. W ogniu walk i bombardowań szpiegomania uaktywniała się z całą mocą. Może na dokładkę znaleziono przy niej gestapowską legitymację? Może ktoś wskazał ją jako „zdrajczynię”? W każdym razie nikt za długo nie rozsądzał, co z nią zrobić. Szybko ustawiono ją pod murem i rozstrzelano. Pochowano na podwórku jednej z kamienic na Kruczej.

Czemu więc mjr Władysław Abramowicz ps. Litwin, komendant feralnego dla baronówny odcinka powstańczego frontu, opisywał po wojnie, że zatrzymano ją na barykadzie z pistoletem i pejczem? Prawdopodobnie chciał dodać jej jakiś prawdziwie esesmański atrybut jako dowód zdrady. Namacalny dowód kolaboracji, który usprawiedliwiałby tę pochopną zbrodnię.

Wojna nie oszczędziła rodziny Kronenbergów. Oprócz Wandy pochłonęła ona jej brata Wojciecha, który poległ w partyzantce, i matkę, która zginęła w trakcie powstania warszawskiego. Przeżył jedynie ojciec Leopold Jan Kronenberg.

I tutaj pojawia się jeszcze jeden interesujący wątek. W 1947 r. arystokrata, szykanowany przez komunistów, uciekł z Polski do Wielkiej Brytanii. Tutaj, jak sam mówił, otrzymywał od brytyjskiego rządu odszkodowanie za śmierć córki. Czyżby więc Wanda była na dokładkę agentką Intelligence Service, która działała wewnątrz warszawskiego Gestapo? Z potwierdzeniem tej tezy też trzeba poczekać na otwarcie angielskich archiwów.

Komu więc naprawdę służyła Wanda Kronenberg? Czy słusznie tak surowo oceniał ją Władysław Bartoszewski? Czy była zdrajczynią? Czy była po prostu odważną dziewczyną, którą los postawił przed dramatycznymi wyborami? Myślę, że po lekturze „Baronówny” Michała Wójcika odpowiedzi na żadne z tych pytań nie możemy udzielić jednoznacznie.

Wojciech Rodak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.