Urząd Słabości Cywilnej

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Tomasz Mikulicz

Urząd Słabości Cywilnej

Tomasz Mikulicz

Tuż przed majówką Urząd Stanu Cywilnego nie wydał aktu zgonu. Nasz Czytelnik musiał czekać z pogrzebem ojca cztery dni. W grudniu pisaliśmy o Polce, której nie udzielono ślubu z cudzoziemcem. Aż go deportowano. Była też sprawa z urzędniczką, która wręczyła pannie młodej list od jej byłego. Czy prezydent baczniej przyjrzy się pracy USC? - Nie ma takiej potrzeby - odpowiada magistrat.

Urzędnicy są oderwani od potrzeb mieszkańców. Nie potrafią ułożyć grafiku, by w urzędzie zawsze był ktoś, kto może podpisać dokumenty. To tylko dwa z komentarzy, z jakimi dzwonili do nas we wtorek Czytelnicy. Opublikowaliśmy wtedy artykuł o Przemysławie Wiśniewskim, któremu 29 kwietnia zmarł ojciec. Jeszcze tego samego dnia pan Przemysław udał się do Urzędu Stanu Cywilnego po akt zgonu.

Ze szpitalnego prosektorium można było zabrać ciało tylko do godz. 13. A z uwagi na to, że kolejny dzień to była niedziela, a następny poniedziałek 1 maja, następna możliwość wydania zwłok była dopiero we wtorek 2 maja. Nasz Czytelnik chciał ojca skremować. By dzieci nie musiały patrzeć na ciało dziadka. Pogrzeb miał się odbyć po kościelnej mszy w niedzielę. Wszystkie plany wzięły jednak w łeb. Bo USC w sobotę nie wydał panu Przemysławowi aktu zgonu. Okazało się, że urząd pracuje w internetowym systemie rejestrów państwowych. Uprawnienia do wprowadzania tam aktów ma tylko kierownik USC i jego zastępcy. A akurat nie było ich w pracy.

- Ponieważ nie ma możliwości, aby pracowali non stop, wprowadzono dyżury pracowników - mówiła rzeczniczka magistratu Urszula Mirończuk.

Tylko co z tego, skoro ci urzędnicy nie mają uprawnień? Rzeczniczka mówiła, że petenci dostają tzw. kartę do pochowania zwłok. Ten dokument jest według niej wystarczający.

W krematorium powiedziano nam, że musi być akt zgonu. Tak samo mówił rzecznik kurii ks. Andrzej Dębski. - Bez tego dokumentu nie można nikogo pochować. Tak jak przed chrztem potrzebny jest akt urodzenia - podkreślał.

O sprawie poinformowaliśmy też prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. Przyznał, że jeśli nie ma nikogo uprawnionego do podpisania dokumentu, to weekendowe dyżury nie mają sensu. - Wystąpię do kierownika USC o wyjaśnienia - powiedział.

Również o wyjaśnienia prosiły władze miasta w grudniu zeszłego roku. Opisaliśmy wtedy historię Agnieszki Wiśniewskiej. Przyszła do USC, bo chciała wyjść za cudzoziemca. - Zastępca kierownika Janusz Warelis zapytał mnie, czy będę pierwszą żoną Bouamara? Bo muzułmanie mogą mieć cztery, a nawet i pięć żon. A w Maroku przecież nie ma wielożeństwa! - denerwowała się nasza Czytelniczka.

Natomiast Janusz Warelis nie miał sobie nic do zarzucenia. - W Maroku nie ma wielożeństwa? Możliwe. Wiem że z krajów muzułmańskich w Tunezji można mieć jedną żonę. O innych państwach nie słyszałem - mówił w rozmowie z „Porannym”.

Wybranek Wiśniewskiej przebywał w ośrodku dla uchodźców. Był w Polsce nielegalnie. Ślub miał go uratować przed deportacją. USC z tym jednak zwlekał, bo według urzędników niedokładnie przetłumaczono dokumenty Marokańczyka. Wiśniewska zarzekała się, że to nie miało być papierowe małżeństwo. Para od dwóch lat mieszkała w Norwegii. Przyjechał do Polski tylko po to, by wziąć ślub. Bo tu jest rodzina pani Agnieszki. Skończyło się na tym, że jej wybranka deportowano.

Jeszcze wcześniej, bo w lipcu zeszłego roku pisaliśmy o urzędniczce USC, która popsuła ślub naszej Czytelniczce.

- Po zakończeniu ceremonii wręczyła nam akt ślubu i list gratulacyjny od prezydenta. Otworzyła teczkę z aktami i włożyła tam kopertę. Z wielkim uśmiechem na ustach, powiedziała: „Zostałam jeszcze poproszona o wręczenie tej przesyłki”. Na kopercie było wydrukowane „Życzenia Ślubne” - opowiadała panna młoda. Kopertę otworzyła zaraz po rozpoczęciu zabawy weselnej. I wybiegła rozpłakana z sali. Okazało się, że w środku był list od jej byłego męża. Atakował w nim pannę młodą i jej rodzinę. Weselnicy zaraz ustalili, że urzędniczka jest w związku z byłym naszej Czytelniczki.

Napisała skargę do kierownika USC. - Powiedział mi, że urzędniczka zamieniła się na dyżur specjalnie w dniu ślubu, mówiąc, że jej koleżanka wychodzi właśnie za mąż - mówiła nasza Czytelniczka. Wtedy władze również poprosiły USC o wyjaśnienia. Jakaś kara jednak była. Urzędniczka dostała naganę z wpisaniem do akt osobowych. Został jej zmieniony zakres obowiązków. Pracuje w USC, ale już nie przy uroczystościach.

Co jeszcze musi się stać, by magistrat zaczął baczniej przyglądać się pracy USC? - Nie ma takiej potrzeby. USC jest nadzorowany przez sekretarza miasta, a nad nim jest prezydent. Jeśli pojawia się problem jest on na bieżąco wyjaśniany, tak by w przyszłości już się nie powtórzył - mówi Anna Kowalska z biura komunikacji społecznej w magistracie.

Tomasz Mikulicz

Zajmuję się sprawami miejskimi, czyli m.in.: białostocką i podlaską polityką samorządową, architekturą, urbanistyką i ochroną zabytków. Opisuję też obrady rady miasta oraz zajmuję się też różnego rodzaju interwencjami zgłaszanymi przez mieszkańców. Zajmuje mnie również pisanie też o historii Białegostoku i najbliższych okolic. Zdarza mi się też zajmować działką kulturalną. Lubię wszak rozmowy z ciekawymi i inspirującymi ludźmi. W swojej pracy zwracam uwagę na szczegóły. Bo jak wiadomo diabeł tkwi właśnie w szczegółach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.