Szorstka więź z ojcem? Czy da się naprawić? W jaki sposób?
- Relacje z dziećmi warto wykształcić już od najmłodszych lat, a to często ucieka – mówi Leszek Kędzierski. Jak inni sobie radzą inni ojcowie?
Stanisław Tatara, hydraulik z Dobiegniewa, chciał przeczytać o tym, jak inni ojcowie sobie radzą z wychowywaniem dzieci, jakie mają z nimi relacje. – W dzisiejszych czasach ojcowie wracają do domu wieczorami, więc te relacje są albo słabe albo ich w ogóle nie ma – powiedział nam Kondeusz Rafał, strażak z Drezdenka, który również opowiedział się za temat relacji ojców z dziećmi.
- Relacje z dziećmi warto wykształcić już od najmłodszych lat, a to często ucieka – stwierdził Leszek Kędzierski, który pracuje w przedsiębiorstwie budowlanym w Strzelcach Krajeńskich.
– Wychowanie to z jednej strony edukacja, a z drugiej odpowiedzialność moralna za rozwój młodego człowieka. Ponieważ natura ludzka nie zmieniła się od tysiącleci, problem z wychowaniem synów na pewno istniał od zawsze. Przede wszystkim starano się wpajać dzieciom te zasady, które głosił Kościół Katolicki, a później Kościół Ewangelicki. Przynajmniej na terenie Wschowy, ten drugi od XVI wieku zdecydowanie dominował. Istniały szkoły przykościelne. Najpierw przy kościele mariackim, należącym najpierw do katolików, potem do ewangelików. Była także szkoła łacińska prowadzona przez parafię ewangelicką. Jednak to zasadnicze wykształcenie wynoszono z domu, od ojca i matki – opowiada historyk ze Wschowy Dariusz Czwojdrak.
Jacek Lidzbarski, również ze Wschowy lubi spacery z dziećmi do parku i zabawy wspólne na podwórku. – Mój ojciec ciężko pracował na PKS-ie. Jak rano wyjeżdżał, to wieczorem wracał. Teraz zresztą dalej jeździ autobusem, dzieci wozi – opowiada pan Jacek. – Pamiętam, że na dwukółce woził mnie na ogródek. To jest tak, jak jest praca, to dla dzieci jest mniej czasu. Ale jak ktoś kiedyś chciał z wózkiem spacerować, to mógł i spacerował. To nie jest tak, że dopiero teraz mężczyźni wychodzą z dziećmi. Ale to prawda, czasy są całkiem inne – podkreśla J. Lidzbarski.
Łukasz Wojtasik, prokurator z Nowej Soli, najbardziej docenia momenty, kiedy dzieci zwierzają się ze swoich problemów i proszą o radę. – Dla mnie to dowód najwyższego zaufania. Powód do wzruszenia – podkreśla nowosolanin, który ma trójkę dzieci, Karolina (18 lat), Szymon (15 lat) i Mateusz (8 lat).
Pan Tomasz, który pochodzi ze Sławy podkreśla, że jest dumnym ojcem, relacje układają się bardzo dobrze. – Mam dwójkę zdrowych, radosnych dzieci. Robimy mnóstwo rzeczy razem i cieszę się, że udało mi się „zarazić” dzieci moimi pasjami. I co najważniejsze wydaje mi się, że mam z nimi rewelacyjny kontakt. Pomimo dużej rozpiętości wieku (21 i 7 lat) udaje nam się zawsze dogadywać – podkreśla.
Jak to możliwe? Pedagog i terapeuta Ewa Piotrowska z Głogowa wyjaśnia, że prostym sposobem na głęboką więź z dziećmi jest wspólne spędzanie czasu. – To nie muszą być drogie wycieczki w świat, ale proste, cykliczne czynności, które robi się razem, takie wspólne rytuały. Kiedy dziecko dorośnie, oczywiście będzie pamiętać, że ojciec codziennie długo pracował, ale zapamięta, że na przykład razem chodzili w soboty wędkować, albo mieli swoje ulubione boisko, na którym grali w kosza. Te chwile budują więzi – podkreśla terapeutka.