Starsi panowie dwaj i monety. Tak okradano muzeum w Toruniu

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Olkowski (wszystkie fot.)
Małgorzata Oberlan

Starsi panowie dwaj i monety. Tak okradano muzeum w Toruniu

Małgorzata Oberlan

Każdy proces sądowy ma w sobie coś z teatralnego spektaklu. Ten o okradanie muzeum w Toruniu z cennych monet szykuje się na tragifarsę. Na ławie oskarżonych zasiedli starsi panowie dwaj: kusztosz i numizmatyk. Choć przez lata kooperowali, dziś zachowują się jak obcy sobie ludzie.

Zobacz wideo: Co zrobić ze zwierzęciem przed wyjazdem na urlop?
[video]45051[/video]

Proces emerytowanego kustosza Adama M. i numizmatyka Andrzeja R. ruszył przed Sądem Okręgowym w Toruniu 21 czerwca br. Były pracownik Muzeum Okręgowego w Toruniu odpowiada za kradzież 194 zabytkowych monet (XVI-XIX w.) o łącznej wartości 1,46 mln zł. Wynosił je z miejskiej placówki przez dziewięć lat (lata 2008-2017) - dowodzi prokuratura.

Numizmatyk Andrzej R. z toruńskiej starówki natomiast oskarżony jest o odkupywanie tych pochodzących z kradzieży numizmatów oraz sprzedawanie ich na aukcjach krajowych oraz zagranicznych.
[polecane]25031879,25028827;1;Polecamy[/polecane]
Już pierwsza rozprawa w tym procesie szokuje i rozbudza apetyt na więcej. To jasne, że oskarżeni mają prawo się bronić i mijać z prawdą. Jeśli jednak choć część zeznań kustosza prawdziwie oddaje realia i motywacje, to obraz Muzeum Okręgowego w Toruniu - bezczelnie i bezkarnie okradanego przez lata - wygląda tragikomicznie.

Kim są postaci tej sztuki? Dziś udają obcych sobie ludzi

W sądzie siadają na ławie oskarżonych tak daleko od siebie, jak się da. Nie patrzą na siebie. Nie rozmawiają w sądowym korytarzu. To prawdziwy czy udawany dystans? Trudno na razie dociec.

Kustosz Adam M. generalnie przyznaje się do wynoszenia z muzeum cennych monet i odsprzedawanie ich latami Andrzejowi R. Obciąża numizmatyka swoimi zeznaniami złożonymi w śledztwie. "Chyba nie był taki głupi, żeby nie wiedzieć, że to monety z muzeum" - mówił. A przy kolejnym przesłuchaniu pada wręcz: "wiedział świetnie".

Proces kustosza Adama M. (po prawej stronie) i numizmatyka Andrzeja R. (z niebieskim pulowerem) ruszył w Sądzie Okręgowym w Toruniu 21 czerwca. Akt oskarżenia
Grzegorz Olkowski (wszystkie fot.) Proces kustosza Adama M. (po prawej stronie) i numizmatyka Andrzeja R. (z niebieskim pulowerem) ruszył w Sądzie Okręgowym w Toruniu 21 czerwca. Akt oskarżenia prokuratura skierowała tutaj rok wcześniej. Już sam początek procesu i odczytywane zeznań ze śledztwa dają wiele do myślenia - także o kondycji, w jakiej było miejskie muzeum.

Emerytowany kustosz w muzeum pracował od 1978 roku. W latach 90. został kustoszem. Był i jest fachowcem w swojej dziedzinie. Na koncie ma m.in. specjalistyczne publikacje dotyczące monet. Jakiegoś dramatyzmu jego postaci dodają okoliczności, które wynikają z zeznań: niebłahe problemy z alkoholem ("Piłem też w pracy") i odejście z domu żony.

Adam M. z wykształcenia jest historykiem. Dziś żyje z ok. 4 tys. zł emerytury. Jego troje dzieci jest już dorosłych. Na monetach podobno się nie dorobił, bo numizmatyk płacił za cenne zabytki od razu, gotówką, ale raczej skromnie. Większość pieniędzy "poszła na życie".
[polecane]25029971,25031149;1;Polecamy[/polecane]
W przeciwieństwie do przygarbionego życiem kustosza, numizmatyk w sądzie prezentuje się pewniej. Drugi ze starszych panów to doskonale znany w branży fachowiec. Z wyksztalcenia jest technikiem elektrykiem, ale przez długie lata prowadził na starówce w Toruniu sklep numizmatyczny. Wiele podróżował - kursując między giełdami numizmatów w kraju i za granicą. W sądzie prezentuje pewną siebie postawę i nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Broni go jeden z najbardziej doświadczonych toruńskich adwokatów Dariusz Kłos.

Jeśli wierzyć kustoszowi...

21 czerwca w sądzie obaj oskarżeni odmówili składania wyjaśnień. W takiej sytuacji sędzia Izabela Skórzyńska, standardowo, odczytywała te zeznania, które mężczyźni złożyli w śledztwie. Co z nich wynika?

Jeśli wierzyć kustoszowi Adamowi M., numizmatyka ze starówki poznał w jego sklepie. Andrzej R. najpierw miał mu zapronować, by ten kierował do niego '"ludzi z monetami". Takich, którzy do kustosza - jako specjalisty - zgłaszali się czasem z prośbą o poradę, wycenę monety itp. Adam M. zaczął tak czynić i trochę zarabiać na pośrednictwie.

Proces kustosza Adama M. (po prawej stronie) i numizmatyka Andrzeja R. (z niebieskim pulowerem) ruszył w Sądzie Okręgowym w Toruniu 21 czerwca. Akt oskarżenia
Grzegorz Olkowski (wszystkie fot.) Proces kustosza Adama M. (po prawej stronie) i numizmatyka Andrzeja R. (z niebieskim pulowerem) ruszył w Sądzie Okręgowym w Toruniu 21 czerwca. Akt oskarżenia prokuratura skierowała tutaj rok wcześniej. Już sam początek procesu i odczytywane zeznań ze śledztwa dają wiele do myślenia - także o kondycji, w jakiej było miejskie muzeum.

Potem jednak numizmatyk miał jasno powiedzieć, że najbardziej jest zainteresowany monetami z okresu XVI-XIX wieku. Wówczas Adam M. zaczął kraść. Wynosił muzealne numizmaty pojedynczo albo po kilka. Jak zeznał śledczym, "Andrzej R. płacił gotówką". Ile? Od kilkuset do dwóch tysięcy zł za monetę. "Właśnie o takie monety mi chodziło" - miał usłyszeć od numizmatyka, gdy przyniósł pierwsze przywłaszczone zabytki.

Co popchnęło pracownika do kradzieży? -Z domu wyprowadziła się żona. Zostałem sam z trójką dzieci (wówczas nieletnich-przyp.red.). Zabrakło jednej pensji. Było mi ciężko- mówił śledczym.

Dlaczego żona na 5 lat opuściła męża? Czy miało to związek z jego piciem alkoholu? Kustosz zeznawał, że małżonka wyprowadziła się do koleżanki poznanej przy okazji działalności w związkach zawodowych. Zamieszkały razem. Wróciła na łono rodziny po pięciu latach, a wraz z nią - brakująca w domowym budżecie pensja. "Wtedy z tym (wynoszeniem monet-red.) skończyłem" - twierdzil Adam M.

Numizmatyk płacił gotówką i pokusa była. A w muzeum latami tak się udawało...

Według zeznań kustosza, Andrzej R. za każdą przyniesioną do niego monetę płacił mu gotówką: od kilkuset do 2,5 tysiąca zł. Numizmaty pracownik wynosił z muzeum najczęściej pojedynczo. Czasem tylko - po kilka sztuk. Raczej jednak nie więcej niż pięć za jednym zamachem.
[polecane]25011115,25009429;1;Polecamy[/polecane]
Emerytowany kustosz szacuje, że przez wspomniane 9 lat na monetach zarobił w ten sposób ok. 200 tys. zł. Na co je wydał? Przede wszystkim na życie: bieżące potrzeby rodziny i mieszkanie. Poza tym kupił stół, krzesła i piec CO. Konieczny był nowy jako źródła ogrzewania dla rodziny, bo stary się zepsuł.

Jakim cudem przez długie lata Muzeum Okręgowe w Toruniu mogło być tak okradane? Zadaniem kustosza było czuwanie nad monetami, ale przecież ktoś jeszcze czuwać powinien i nad nim. Poza tym, odbywać się powinny systematycznie inwentaryzacje zbiorów.

Jeśli wierzyć Adamowi M., miejska placówka już wcześniej miała "bałagan z monetami', a atmosfera w pracy była w niej specyficzna. "Nie ukrywam, że towarzystwo w muzeum było rozrywkowe" - zeznał Adam M., mając na myśli picie alkoholu. On sam przyznał, że pił także w pracy. Monety natomiast już wcześniej znikały, były podmieniane, "gubiły się", ale i jakimś cudem potem odnajdywały.
[polecane]25007481,25010571;1;Polecamy[/polecane]
Tu: dość szokujący wątek. W trakcie jednych z zeznań w śledztwie kustosz wspomniał o sprawie pewnego młodzieńca, ucznia renomowanego w Toruniu liceum. Chłopak miał być pasjonatą monet i przychodzić do muzeum regularnie. Miał mieć też dość łatwy dostęp do zbiorów. Wtedy numizmaty też ginęły. Według zeznań Adama M. muzeum zawiadomiło prokuraturę, ale sprawie ukręcono łeb. Dlaczego? Bo ojcem ucznia był major milicji (policji?).

Oczywiście, ta historia opowiedziana śledczym mogła być tylko próbą skierowania podejrzeń w innym kierunku i umniejszenia swojej winy. Wiele wskazuje jednak na to, że - niezależnie już od sprawy licealisty - zbiory w muzeum nie były właściwie strzeżone. Trzeba tu przypomnieć, że po odkryciu braku monet podczas inwentaryzacji towarzyszącej odchodzeniu kustosza na emeryturę, dyrekcja nie zawiadomiła o tym od razu nikogo - ani władz miasta, ani prokuratury, ani resortu kultury. Podobno wierzono, że i tym razem numizmaty "się odnajdą".

Drugi starszy pan, czyli Andrzej R. Jaką linię obrony przyjął numizmatyk?

Oskarżony numizmatyk 21 czerwca w sądzie oświadczył, że nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Odmówił składania wyjaśnień. W jego przypadku zatem także odczytano te, które złożył na etapie śledztwa. Wówczas twierdził, że "nigdy nie było sytuacji, żeby nabył monety ze świadomością, iż pochodzą z muzeum". W przypadku różnych numizmatów, o które pytali go śledczy, wyjaśniał, że kupił je a to na giełdzie w Rydze, a to na aukcji w Londynie itd.

Andrzej R. śledczych zapewniał, że w Muzeum Okręgowym w Toruniu był w swoim życiu może ze dwa razy. Nie interesowały go szczególnie znajdujące się tam zbiory; nie szukał informacji na ich temat itp. Zajmował się przez lata swoim interesem, czyli sklepem; sporo podróżował, żył intensywnie. Do żadnego świadomego skupywania monet pochodzących z muzealnych zbiorów absolutnie się nie przyznaje.

Prokuratura Okręgowa w Toruniu zarzuca mu jednak nie tylko odkupywanie numizmatów, ale i wystawianie je na krajowych i zagranicznych aukcjach oraz uczynienie sobie z tego stałego źródła dochodu. Do tego - dwukrotne wywiezienie cennych monet z Torunia (w roku 2015) do Niemiec. Wówczas za granicę miały trafić monety "Nowa Południowa Walia" z XIX-wieku i "Ferdinand I".

"Kustosz został przez numizmatyka wykorzystany" - takie słowa usłyszeliśmy od osób blisko związanych ze śledztwem. Czy tak było faktycznie? A jeśli było, to jakie zyski dał Andrzejowi R. cały opisywany proceder? Należy wierzyć, że wyjaśni to proces przed Sądem Okręgowym w Toruniu.

Czy kogoś brakuje na ławie oskarżonych?

Według niektórych torunian śledzących całą sprawę, na ławie oskarżonych brakuje trzeciej postaci. Chodzi o kolejnego pana w wieku emerytalnym - Marka Rubnikowicza. To on był dyrektorem muzeum w okresie, w którym placówka była okradana (lata 2008-2017). On też miesiącami zwlekał ze zgłoszeniem tego śledczym czy władzom miasta.
[polecane]25011673,25009083;1;Polecamy[/polecane]
Oba te wątki interesowały Prokuraturę Okręgową w Toruniu. Jeden mógłby zaowocować zarzutami o niezgłoszeniu podejrzenia przestępstwa, drugi - zarzutem o brak nadzoru. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Śledztwa w tym kierunku nawet nie zgłębiano. Dlaczego? Jak tłumaczyła prokuratura, dyrektor miejskiego muzeum nie ma statusu funkcjonariusza publicznego. To sprawia, że ewentualne stawianie zarzutów nie byłoby możliwe.

Co obecnie dzieje się z Markiem Rubnikowiczem? Z miejskim muzeum się rozstał - godnie pożegnany - odchodząc na emeryturę. Nadal jest jednak aktywny zawodowe. Marszałek województwa Piotr Całbecki powierzył mu misję stworzenia nowej placówki i pokierowania nią. Jest dziś zatem dyrektorem Kujawsko-Pomorskiego Centrum Dziedzictwa w Toruniu.

WARTO WIEDZIEĆ. Z Muzeum Okręgowego w Toruniu zginęło o wiele więcej monet

Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.