Marcin Kędryna

Spindoktorant. Z życia lubuskich elit

Spindoktorant. Z życia lubuskich elit
Marcin Kędryna

"Nawet gdyby się okazało, że nie złamano tam prawa, to etycznie jest w niej tyle zła, że trudno uwierzyć, żeby Łukasz Mejza miał jakiekolwiek szanse na przyszłość w polskiej polityce".

1.

Województwo lubuskie nie było nigdy specjalnie znane w reszcie Polski. O Stali Gorzów i Falubazie słyszeli ci, dla których najważniejszą na świecie sprawą jest żużel. W pewnych kręgach popularny był Gin Lubuski. W Zielonej Górze był festiwal, o którym już wszyscy zapomnieli. Towarem eksportowym jest redaktor Lis. No i przede wszystkim Maryla Rodowicz. Ale ani jeden, ani druga nie byli znani z tego, że byli Lubuszanami.

Lubuskie próbował rozsławić w całym świecie, certyfikowany przez Guinnessa nowosolski, największy w świecie ogrodowy krasnoludek. Udało mu się tak sobie. Zdecydowanie przebił go świebodziński Chrystus. O Chrystusie było głośno. Ale z czasem coraz ciszej. Teraz promocję województwa zawdzięczamy Łukaszowi Mejzie - najsłynniejszemu w Polsce Lubuszaninowi.

2.

Łukasza Mejzę na własne oczy zobaczyłem ze trzy miesiące temu. Zobaczyłem bez specjalnej przyjemności. Typ biznesmena z lat dziewięćdziesiątych. Później Mejza został wiceministrem. Jak był łaskaw skomentować poseł Suski: koszty demokracji. Później się ukazały teksty w WP. Pierwszy o nieprawidłowościach przy organizowanych przez Mejzę szkoleniach. I drugi: o firmie, która miała namawiać rodziców śmiertelnie chorych dzieci, do tego by wysyłać je do jakiejś szemranej kliniki w Ameryce. Drugą sprawę zostawmy. Nic więcej w tej sprawie się powiedzieć nie da. Nawet gdyby się okazało, że nie złamano tam prawa, to etycznie jest w niej tyle zła, że trudno uwierzyć, żeby Łukasz Mejza miał jakiekolwiek szanse na przyszłość w polskiej polityce.

3.

Sprawa szkoleń spowodowała natychmiastową reakcję Urzędu Marszałkowskiego. Kontrole, dyscyplinarki, konferencje prasowe. Pani Marszałek ogłosiła, że Mejza musi zwrócić kasę. Na razie, realnie, może ona egzekwować te pieniądze tylko od siebie. Tak się składa, że Agencja Rozwoju Regionalnego, operator programu, jest spółką Urzędu Marszałkowskiego. A Marszałek rozliczać może tylko operatora programu.

Kontrola dotyczyła wyłącznie sprawy Mejzy. Mejza to kilkaset tysięcy. Programy to kilkadziesiąt milionów.

Dziś w Zielonej Górze trwa licytacja: kto mniej miał wspólnego z najsłynniejszym Lubuszaninem. A im bardziej ktoś krzyczy, że nie miał z nic wspólnego, tym bardziej prawdopodobne jest, że następnego dnia pojawi się zdjęcie, na którym widać, że jest wręcz przeciwnie.

Lokalna polityka bywa dużo bardziej skomplikowana, niż ta warszawska.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.