Sorry, taki mamy klimat. Na ratunek - ogrody deszczowe

Czytaj dalej
Fot. Gdańskie Wody
Szymon Spandowski

Sorry, taki mamy klimat. Na ratunek - ogrody deszczowe

Szymon Spandowski

Już nie powiemy, że po nas choćby potop. Bo chociaż coraz gwałtowniejsze ulewy sieją spustoszenia, to polskie miasta wysychają. Jak opanować i zatrzymać w nich wodę?

Przy ponad 30-stopniowym upale z miasta wyparowuje życie. Paruje też asfalt, który rozgrzewa się do 50 stopni Celsjusza. Podobną grzałką staje się pozbawiony osłony drzew beton. To dwa główne elementy, z jakich zbudowane są miejskie wyspy ciepła. Ciepła bądź piekła - jak kto woli, bo na takiej wyspie temperatura bywa o kilkanaście stopni wyższa niż na przedmieściach.

Kiedyś mówiło się, że po nas choćby potop, jednak w tej sytuacji bardziej prawdopodobna wydaje się pustynia. Chociaż nie, potopy też się zdarzają. Klimat nam się tak pozmieniał, że nawet majowy deszczyk potrafi zmienić się w kataklizm. Ostatnio ulewa zdemolowała Starachowice.

„Piszecie Państwo o różnych powodach zalewania miasta. Najważniejsze powody to: zmiany klimatyczne i powszechna betonoza. Zmiany klimatyczne wynikają tylko i wyłącznie z działań ludzi. Jeśli nie odrobimy na całym świecie lekcji, przyszłe pokolenia będą miały bardzo, bardzo złe warunki do życia” - napisał po tym na Facebooku prezydent tego miasta Marek Materek. „Betonoza. Przyznaję się. Dołożyłem do tego swoją cegiełkę przez 4 lata. Budowaliśmy miejsca postojowe, gdzie się tylko dało, by ułatwić życie kierowcom. Zmniejszyliśmy ilość zieleni, by wybrukować kolejne powierzchnie dla samochodów”.

Marek Materek jest chyba pierwszym włodarzem w Polsce, który miał odwagę przyznać się do błędu. Nie trzeba jednak robić rachunku sumienia, aby zauważyć, że słynne „Sorry, taki mamy klimat” nikogo trzeźwo myślącego nie uspokoi i nie uratuje naszych dzieci czy wnuków przed smutnym końcem. Naukowcy biją na alarm i tłumaczą, że jeżeli ludzkość szybko i radykalnie nie zmieni swojego postępowania, to do kolejnego stulecia może nie dotrwać.

Beczka plus

Polskie miasta zaczynają walczyć o przetrwanie, m.in. szukając sposobu na magazynowanie wody. Wrocławianie rozpoczynają polowanie na deszcz. Wyliczyli, że umiejętnie wykorzystując deszczówkę, odciążą kanalizację, zmniejszając koszty jej utrzymania, a poza tym ograniczą zużycie wody z wodociągów nawet o 50 proc. W sierpniu w stolicy Dolnego Śląska rusza program nazywany „Beczką plus”.

Każdy złapany litr wody to zmniejszenie ryzyka powodzi, ryzyka podtopień i suszy. To poprawa lokalnego mikroklimatu, utrzymanie wód gruntowych, a także, a może przede wszystkim, ograniczenie wykorzystywania wody pitnej - mówi Małgorzata Brykarz, dyrektor Biura Wody i Energii Urzędu Miejskiego. - Wrocław tego typu postawy u mieszkańców będzie premiować. Program dotacyjny jest odpowiedzią na oczekiwania społeczne, bardzo mocno wyartykułowane podczas konsultacji Miejskiego Planu Adaptacji do Zmian Klimatu.

Dzięki programowi we Wrocławiu będzie można założyć przy wsparciu gminy: ogród deszczowy w pojemniku lub w gruncie, wybudować podziemny zbiornik na wodę bądź postawić wolno stojący zbiornik na deszczówkę z dachu. Magistrat, na podstawie udokumentowanych i zweryfikowanych projektów, będzie zwracał 80 procent poniesionych kosztów. Dotacja, o jaką można się ubiegać, nie może jednak przekroczyć pięciu tysięcy złotych.

Powodzi się, ale nie przelewa

Co to za wynalazek te ogrody deszczowe? Całkiem nieźle znany mieszkańcom Gdańska. Ulice położonego na wzniesieniach miasta często zamieniają się w rwące potoki. System bezpieczeństwa powodziowego opiera się na ponad 50 umieszczonych kaskadowo zbiornikach retencyjnych o łącznej pojemności 700.000 metrów sześciennych. Ale to nie wszystko.

Ważnym elementem strategii kompleksowego zarządzania wodą opadową w Gdańsku są także obiekty małej retencji, które naśladują naturę w gromadzeniu, oczyszczaniu i opóźnianiu spływu deszczówki - mówi Ryszard Gajewski, prezes spółki Gdańskie Wody. - Dlatego tworzymy miejskie ogrody deszczowe oraz zachęcamy, edukujemy i wspieramy mieszkańców, by mogli budować takie rozwiązania także we własnym zakresie. Opracowujemy Gdański Przewodnik Małej Retencji, wydana już została jego pierwsza część, poświęcona ogrodom deszczowym.

Takie ogrody, dzięki posadzonym w nich odpowiednim roślinom, pochłaniają średnio o 40 proc. wody więcej niż zwykłe trawniki. O ich skuteczności przekonali się niedawno mieszkańcy domów przy ul. Zakopiańskiej. Wcześniej piwnice ich posesji były często zalewane, jesienią ubiegłego roku powstał tu jednak ogród deszczowy.

13 czerwca nad Gdańskiem przeszła burza z ulewą. W ciągu kilkudziesięciu minut na miasto spadło tyle wody, ile normalnie pada przez cały miesiąc. W piwnicach przy Zakopiańskiej było sucho. Deszczówka zatrzymała się w ogrodzie i przefiltrowana wróciła do atmosfery. Każdy z sześciu gdańskich ogrodów powstaje według oddzielnego projektu, na ogół pojawiają się w nich takie rośliny, jak knieć błotna, krwawnica pospolita, żywokost lekarski, sadziec konopiasty, tatarak zwyczajny, czy strzałka wodna.

O zbawiennej roli, jaką w tej sytuacji pełnią drzewa, nikomu chyba nie trzeba przypominać. Jedna 10-metrowa, 30-letnia brzoza, w ciągu jednej doby pobiera 150 litrów wody, z czego odparowuje ponad 140 litrów. Dzięki parze wodnej znacznie spada temperatura. W miastach z drzewami można oddychać swobodniej, podobnie jak w miastach, które rozsądnie gospodarują wodą opadową.

W wydawanych przez nas warunkach technicznych dla inwestycji widnieje zapis, że należy zagospodarować na własnym terenie opad 30 mm, a dopiero nadmiar wody można oddać do miejskiej sieci - dodaje Ryszard Gajewski z Gdańskich Wód.

Czy budowa ogrodu deszczowego jest trudna? Nie. Ogród przypomina zwykłą rabatkę. Zakłada się go w 20-40-centymetrowym zagłębieniu terenu, jego wielkość powinna mieć od 7 do 20 procent odwadnianego terenu. Przygotowując taki ogród, warto zwrócić uwagę, aby zwierciadło wód gruntowych znajdowało się co najmniej sto centymetrów poniżej poziomu terenu.

Planując ogród deszczowy bądź szukając innych pomysłów na zatrzymanie wody w mieście, warto także sięgnąć po „Katalog zielono-niebieskiej infrastruktury”, opracowany przez Miejskie Wodociągi i Kanalizację w Bydgoszczy. Jest to czytelny i bardzo praktyczny poradnik, jak zamienić miasto w gąbkę. Katalog znajduje się na stronie internetowej MWiK, natomiast pochodzące z niego informacje i ilustracje można również znaleźć na stronie: deszcztozysk.bydgoszcz.pl.

Zielone dachy stolicy

Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w m.st. Warszawie SA każdego dnia uzdatnia ponad 350 mln litrów wody, która jest dostarczana miejską siecią wodociągową do ponad 2,5 mln mieszkańców aglomeracji warszawskiej. Wodociągi Warszawskie pobierają wodę z dwóch niezależnych odnawialnych źródeł wody, spod dna Wisły i z Jeziora Zegrzyńskiego. Zużycie wody z roku na rok wzrasta, szczególnie w czerwcu.

Przed rokiem średnia dzienna produkcja wody w czerwcu wynosiła ponad 370 mln litrów na dobę, a w tym roku jest to ponad 400 mln litrów wody na dobę - mówi Marta Pytkowska, zastępca rzecznika Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie.

Pomysł z budową ogrodów deszczowych w stolicy pojawił się już w 2017 roku, w ramach akcji „Warszawa chwyta wodę”. Pierwsze sześć ogrodów powstało jesienią ubiegłego roku przy Ośrodku Sportu i Rekreacji w dzielnicy Praga-Południe.

Stolicę można jednak uznać ze prekursorkę w innej dziedzinie. Jednym z najbardziej popularnych sposobów walki z wysoką temperaturą w miastach, a zarazem skutecznym pomysłem na gromadzenie wody opadowej są zielone dachy.

Jak przekonują specjaliści, dach pokryty papą rozgrzewa się do 70 stopni Celsjusza. Czarną grzałkę można jednak zamienić w ogród. Chociażby taki, jaki powstał na dachu ukończonej w 2001 roku nowej biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Dziś miejsce to jest chętnie odwiedzane przez warszawiaków i przyjezdnych, zaś w przyszłości ma się doczekać równie atrakcyjnej konkurencji.

W marcu 2019 roku toruńscy klienci miejskich wodociągów zużyli 750 tysięcy metrów sześciennych wody, wylewali zatem około 25 tysięcy ton na dobę. W upalnym czerwcu zużycie sięgnie 1 miliona 100 tysięcy metrów sześciennych wody. To oznacza, że dobowy przepływ, a w zasadzie wypływ, wzrósł do 36 tysięcy ton. W związku z tym władze Torunia zleciły opracowanie programu gospodarowania wodami opadowymi. Bez szybkiego wcielenia w życie podobnych projektów polskie miasta staną się niemożliwe do życia.

Szymon Spandowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.