Sojusznicy są potrzebni, ale liczmy na własną armię

Czytaj dalej
Fot. Bartek Syta
Damian Witek

Sojusznicy są potrzebni, ale liczmy na własną armię

Damian Witek

Ważne decyzje, które zostaną przyjęte na szczycie sojuszu, zostały już dużo wcześniej dogadane - zapewnia Romuald Szeremietiew, były szef MON.

Czego możemy, jako Polacy, oczekiwać po tym szczycie? Czy jest tak, że wszystko jest ustalone, czy ważne decyzje będą podjęte dopiero w trakcie szczytu?
Zasadnicze sprawy powinny być ustalone, dlatego że NATO jest strukturą, która działa na zasadzie konsensusu, więc decyzje ogłasza się dopiero po uzgodnieniu szczegółów, i wiadome jest, że nie będzie żadnej opozycji. Nie wyobrażamy sobie takiej sytuacji, że zbiera się szczyt NATO, ogłaszane jest jakieś rozwiązanie i któryś z krajów mówi, że się na to nie zgadza. Należy więc sądzić, że prawie wszystko zostało ustalone.

Czy Polska powinna sama się zbroić, a mniej polegać na gwarancjach sojuszu północnoatlantyckiego?
Jest to pytanie retoryczne. Wiadomo, że sojusz powinien być elementem pomocniczym, jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo narodowe. Podstawą są siły własne, i wiadomo też, że w traktacie waszyngtońskim zapisano, iż każde z państw członkowskich ma obowiązek zadbania o własne zdolności obronne. Dopiero później można liczyć na pomoc innych - podstawą są nasze własne siły.

Na czym może polegać pomoc ze strony państw sojuszniczych?
Pomoc będzie zależna od tego, jakie decyzje podejmą poszczególne państwa w chwili zagrożenia. Nie wiemy dziś, jakie te decyzje będą. Procedura jest następująca: musi być zgłaszający, że został naruszony art. 5 traktatu waszyngtońskiego, doszło do bezpośredniego zagrożenia militarnego państwa należącego do NATO. Takie państwo wzywa sojuszników, aby udzielili mu wsparcia. Następnie każde z państw członkowskich ustala, czy zachodzi przypadek reakcji na agresję i decyduje, w jaki sposób to zrobi. Mogą być decyzje o wysłaniu wojsk, ale mogą uznać, że nie zachodzi taka potrzeba. Więc wszystko zależy od tzw. woli politycznej ośrodków władzy każdego z państw natowskich.

Czy jest jakaś linia graniczna, której przeciwnikowi przekroczyć nie wolno?
Ustala to kierownictwo NATO. Musi być stwierdzenie, że doszło do naruszenia bezpieczeństwa sojuszu i konsekwencją tego będzie podjęcie stosownych działań obronnych. Pamiętajmy jednak, że NATO - podkreślam to raz jeszcze - jest sojuszem suwerennych państw, to nie jest Układ Warszawski. W NATO każde państwo podejmuje własną decyzję, bez względu na to, czy jest supermocarstwem jak USA, czy nie należy do potęg militarnych, jak np. Dania albo Islandia.

Czy istnieją jakieś wytyczne do tego, jakimi środkami powinno być wsparte zaatakowane państwo, członek NATO?
Takie wytyczne powinny zawierać natowskie plany na wypadek konfliktu. Wiadomo, że jeśli obce wojska wejdą w granice państwa natowskiego, to trzeba je wygonić. Natomiast pojawiły się różnego rodzaju wątpliwości, chociażby w przypadku tzw. wojny hybrydowej. Jak reagować, gdy napastnik nie przyznaje się, z jakiego państwa pochodzi. Tak postępuje Rosja na Ukrainie, mówiąc, że tam nie ma jej wojsk. Inną taką strefą są ataki w cyberprzestrzeni. Trwa w związku z tym dyskusja w NATO, czy cyberatak należy traktować tak jak agresję z użyciem wojska, czy nie.

Jak wygląda kwestia stałych baz NATO w naszym kraju, o których mówi się od dawna?
Baz, zdaje się, nie będzie dlatego, że przyjęto stanowisko stwierdzające, że sojusz stałych baz już nie buduje. Mówi się obecnie, że zamiast baz będziemy mieli w naszym regionie obecność rotacyjną większych sił, w tym amerykańskich. Będzie przywożony sprzęt, a żołnierze co jakiś czas będą się wymieniali.

W jaki sposób obecność Amerykanów na naszym terytorium zwiększyłaby bezpieczeństwo Polski?
Wojny wybuchają wraz ze wzrostem sprzeczności między państwami, które w końcu ktoś postanawia rozstrzygnąć siłą. Zanim jednak do tego dojdzie, gremia państwowe oceniają szanse użycia sił zbrojnych, ustalają, czy istnieją warunki polityczne do tego, żeby zaatakować i zwyciężyć. W 2008 r. Rosja uznała, że takie warunki istniały w przypadku Gruzji i doszło do wybuchu wojny. Obecność żołnierzy amerykańskich na terenie Europy Środkowej dla Kremla oznacza, że podczas planowania ewentualnej wojny trzeba uwzględnić, że będzie się miało do czynienia nie tylko z atakowanym krajem, ale też Amerykanie będą się przeciwstawiać. To bardzo utrudnia planowanie agresji.

Jak ocenia Pan plany Ministerstwa Obrony Narodowej w kwestii utworzenia obrony terytorialnej? Czy poprawi to bezpieczeństwo Polski?
W naszym położeniu geopolitycznym, przy widocznej dysproporcji sił, system obrony terytorialnej jest Polsce niezbędny. Jest to rodzaj sił zbrojnych przeznaczony do działań w defensywie. Powinien w wymiarze strategicznym zagwarantować bezpieczeństwo całemu krajowi.

Czy możemy się obawiać akcji terrorystycznych tzw. Państwa Islamskiego (IS) w odpowiedzi na wysłanie na Bliski Wschód naszych F-16 do misji zwiadowczych oraz naszych żołnierzy do misji szkoleniowych?
Niebezpieczeństwo terroryzmu na kontynencie europejskim jest rzeczywistością i trzeba zakładać, że polskie zaangażowanie wojskowe na Bliskim Wschodzie może generować tego rodzaju zagrożenia dla naszego kraju.

Czy poza tzw. Państwem Islamskim jest inna organizacja czy państwo, na przykład Rosja, ze strony których agresji powinniśmy się obawiać?
Z polskiego punktu widzenia zachowania Rosji mają zasadnicze znaczenie. Rosja bardzo konsekwentnie realizuje plan budowania swojej mocarstwowości w świecie. Polska popierająca wolnościowe dążenia na terenie byłych republik sowieckich, będąc sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i członkiem NATO, stała się jedną z przeszkód na drodze realizacji tej polityki.

Czy Stany Zjednoczone w świetle naszych zabiegów i konkretnych działań (udział naszych żołnierzy w misjach w Iraku i Afganistanie) nie lekceważą naszych wysiłków, by Waszyngton bardziej wspierał nasze bezpieczeństwo?
Obawiamy się tego, co zamierzają zrobić Rosjanie. Jednocześnie ciągle nie potrafimy dostrzec, jak zbudować własną siłę, i dlatego upatruje się ratunku w pomocy silnego sojusznika. W obecnym położeniu Amerykanie wydają się jedynymi, którzy mogą Polsce pomóc. A przeważający siłą sojusznik nie zawsze potrafi po partnersku układać wzajemne relacje. Czasem bierze górę taka mocarstwowa pycha. Mimo to sojusz z USA jest dla nas koniecznością.

Oficjalne dane mówią o tym, że Polska jest najbardziej rozbrojonym krajem w Europie (około 1,3 sztuki broni na stu obywateli). Czy zwiększenie dostępności broni poprawi bezpieczeństwo w naszym kraju?
Poprawiłoby bez wątpienia. Kłopot jest jednak taki, że władze nie mają przekonania, czy można zezwolić obywatelom na powszechny dostęp do broni. Jednak znajomość broni, posiadanie jej, w moim przekonaniu, spowoduje wzrost bezpieczeństwa, a nie jego osłabienie. Jest to też jeden z czynników, który mówi potencjalnemu agresorowi, że uzbrojone społeczeństwo stawi opór.

Rozmawiał Damian Witek

Romuald Szeremietiew jest doktorem habilitowanym nauk wojskowych oraz oficerem rezerwy wojska polskiego.

Damian Witek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.