Ryszard Czarnecki: Prędzej zostanę primabaleriną w chińskim balecie, niż sankcje przeciwko Polsce zostaną uruchomione

Czytaj dalej
Fot. Adam Guz
Anita Czupryn

Ryszard Czarnecki: Prędzej zostanę primabaleriną w chińskim balecie, niż sankcje przeciwko Polsce zostaną uruchomione

Anita Czupryn

Uruchomienie artykułu 7 ma wymiar wyłącznie propagandowo-medialny. Nie niesie żadnych skutków, ani ekonomicznych, ani politycznych. Artykułem 7 przejmuję się więc mniej więcej tyle, co zeszłorocznym śniegiem - mówi Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Artykuł 7 Traktatu o Unii Europejskiej spędza Panu sen z powiek?
Śpię doskonale, choć czasem przeraźliwie krótko, bo jestem pracoholikiem i kocham pracować. Artykułem 7 przejmuję się mniej więcej tyle, co zeszłorocznym śniegiem. Traktuję to trochę inaczej niż koledzy z obozu rządzącego i też zupełnie inaczej niż opozycja. Nie uważam, żeby należało teraz kierować tropy debaty w Polsce na temat tego, czy zbierzemy odpowiednią liczbę państw, które zbojkotują głosowanie, zagłosują za nami czy też się wstrzymają bądź nie zbierzemy. My mówimy, że na pewno zbierzemy, a totalna opozycja twierdzi, że na pewno nie zbierzemy. Prawdę mówiąc, uważam, że nie jest to specjalnie istotne.

Co więc jest według Pana istotne w tej sprawie?
Uruchomienie artykułu 7 ma wymiar wyłącznie propagandowo-medialny. Nie niesie żadnych skutków, ani ekonomicznych, ani politycznych. Ważny jest, tak naprawdę, z punktu widzenia politycznego czy gospodarczego; czy będą uruchomione sankcje wobec Polski. A na uruchomienie sankcji nie ma żadnych szans. Prędzej zostanę primabaleriną w chińskim balecie, niż sankcje przeciwko mojej ojczyźnie będą uruchomione. W związku z tym mogę spać spokojnie, choć żałuję, że tak krótko.

Czy jednak cała ta procedura, kolejne kroki, jakie podejmuje Komisja Europejska w zakresie, jak twierdzi, naruszania przez Polskę prawa wspólnotowego, nie pokaże w efekcie negatywnych konsekwencji, jeśli chodzi o kwestie wizerunkowe dotyczące Polski, z czym wiążą się przecież sprawy gospodarcze, zdolności kredytowe naszego kraju?
Mieliśmy już, jeśli nie identyczną, to dość podobną sytuację za kadencji Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego w 2014 roku, kiedy pod ostrzałem artyleryjskim w Parlamencie Europejskim znalazły się Węgry. Debaty, rezolucje atakujące Budapeszt i rząd Viktora Orbána, a w tym samym czasie inwestycje zagraniczne napływały nad Dunaj szerokim strumieniem, ratingi Węgier były coraz mocniejsze. To najlepiej pokazuje, że tego typu polityczne połajanki i przepychanki nie mają wpływu na inwestorów, czy na tych, którzy oceniają ratingi danego kraju, bo ich interesują ekonomiczne konkrety, a nie polityczne ataki. Zresztą podobnie było wcześniej z Wielką Brytanią, kiedy Margaret Thatcher nie chciała, by Wielka Brytania podpisała traktat o ustanowieniu Unii Europejskiej, ponieważ domagała się jako warunku sine qua non znaczącej obniżki składki członkowskiej Londynu do kasy w Brukseli, tak zwanego „rabatu brytyjskiego” i po wielu miesiącach zmasowanego ataku na Londyn- Pani pewnie by powiedziała, że to fatalnie wpłynęło na wizerunek Londynu - rabat uzyskała i już przez ćwierć wieku Wielka Brytania płaci do kasy w Brukseli dużo mniej, niż powinna płacić właśnie dzięki uporowi premier Thatcher. Osuszmy więc łzy na temat rzekomego gorszego wizerunku Polski, bo liczą się konkrety. A ratingi gospodarcze mamy świetne, Polska ma olbrzymi wzrost inwestycji, idący nawet w setki procent z Azji, zwłaszcza z Korei Południowej i Japonii. Mamy o 40 procent wzrost amerykańskich inwestycji w naszym kraju. Słowem, jeśli chodzi o gospodarkę, to przeżywamy w tej chwili prosperity i te trochę lepsze czy trochę gorsze relacje z Unią Europejską - której przecież Polska jest częścią - nie mają tutaj większego znaczenia.

Przeżywamy w tej chwili prosperity i te trochę lepsze czy gorsze relacje z Unią Europejską, której przecież Polska jest częścią, nie mają większego znaczenia

Dlaczego jednak stoi Pan na stanowisku, że nie ma też znaczenia, czy my znajdziemy sojuszników, którzy opowiedzą się za nami? Wydaje mi się ważne zapytać o to Pana - wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego - i usłyszeć uspokajającą odpowiedź. Jeśli Rada Unii Europejskiej chce stwierdzić ryzyko naruszenia unijnych wartości, to potrzebuje do tego większości, czyli 22 krajów Wspólnoty i zgody Parlamentu Europejskiego, na kogo więc my możemy liczyć?
Już powiedziałem, że mnie tego typu dyskusje nie interesują. Mnie - człowieka, który zna się na realiach europejskich, interesują konkrety, a nie pohukiwania, czy artykuł 7 będzie uruchomiony czy nie będzie. Z mojego punktu widzenia nie ma to większego znaczenia. Znaczenie, jak już powiedziałem, miałyby sankcje, ale tych nie będzie, w związku z tym nie ma się co specjalnie przejmować całą tą sytuacją. Nie ma co gadać po próżnicy o artykule 7, który w gruncie rzeczy, w praktyce politycznej nic nie zmienia i nie generuje realnych konsekwencji. Skupmy się nie na tematach zastępczych, tylko na rzeczach realnych.

Ale ja też właśnie o te konkrety pytam.

Pozostało jeszcze 70% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.