Romans w zakładzie pracy pod Toruniem znalazł finał w sądzie. "To nie był mobbing"

Czytaj dalej
Małgorzata Oberlan

Romans w zakładzie pracy pod Toruniem znalazł finał w sądzie. "To nie był mobbing"

Małgorzata Oberlan

Tym romansem w dużym zakładzie pracy pod Toruniem żyła połowa załogi. Zakochani z uczuciem się nie kryli, a wszystko działo się na oczach zdradzanej żony, też tutaj zatrudnionej. Ostatecznie sprawa trafiła do sądu, bo kochanka pozwała firmę o... mobbing.

To duży i znany zakład, produkujący materiały higieniczne. Pani Monika, była już pracownica fabryki, pozwała pracodawcę do sądu, żądając 50 tys. zł zapłaty za krzywdy, których miała doznać wskutek mobbingu. Twierdziła, że brygadzistka tak długo ja nękała, aż rozchorowała się psychicznie. Proces przed sądem pracy w Toruniu odsłonił jednak zgoła inne oblicze sprawy. Zeznania wielu świadków oraz psychiatrów doprowadziły sąd do stwierdzenia, że żadnego mobbingu w fabryce nie było. I że to pani Monika swoim zachowaniem sprowokowała łańcuch zdarzeń, które faktycznie przyjemne dla niej nie były...

Romansowali na oczach zdradzanej żony

Gorące uczucie połączyło w tym zakładzie dwoje pracowników po czterdziestce, będących wówczas jeszcze w związkach małżeńskich i mających wchodzące w dorosłość dzieci. Pani Monika i pan Marek niespecjalnie kryli się ze swoim romansem. Jak zeznali w sądzie świadkowie, na fabrycznej hali nieustannie ze sobą esemesowali i rozmawiali przez telefon, a potem znikali, by "pobyć razem". Gdy jedno brało chorobowe, drugie szło na urlop. Po pracy i w weekendy spotykali się w pensjonacie.

Romans tych dwojga denerwował i oburzał innych pracowników. Niektórzy nawet pisali anonimy do dyrekcji fabryki żądając, by "coś z tym wreszcie zrobić". Nie tyle chodziło o to, że pracownicy zamiast wypełniać swoje obowiązki zajmowali się pielęgnowaniem uczucia. Nie, ludzi bardziej poruszał fakt, że romansowali praktycznie na oczach pani Bożeny - żony pana Marka. Zatrudniona tutaj kobieta była zdradzana na oczach innych. Współczucie i sympatia zakładowej opinii publicznej były po jej stronie.

Tak jak rosła namiętność między kochankami, tak i narastało napięcie wśród pracowników. Kulminacją była zakładowa wigilia, w trakcie której pani Monika i pan Marek razem się wymknęli, by znów "pobyć razem". Tego inni wybaczyć już im nie mogli.

Brygadzistka chciała ich rozdzielić w pracy

Nie pomagały skargi pracowników do kierownika logistyki i dyrekcji zakładu. Na nic zdawały się rozmowy dyscyplinujące z zakochanymi. Aby jakoś zapanować nad sytuacją, pani Emilia, brygadzistka, postanowiła tak organizować pracę zakochanych, by nie spotykali się na jednej zmianie. A gdyby już nie było wyjścia - zlecać im takie zadania, które uniemożliwiałyby im prywatne zajęcia.

Takie podejście brygadzistki oburzało i panią Monikę, i pana Marka. Po czasie, w pozwie do sądu o zapłatę za krzywdę, kobieta twierdziła, że przełożona ją mobbingowała. Jak? Wnikając w jej prywatne sprawy, poniżając, upokarzając, prawie codziennie wydając jej nowe, inne polecenia. To wszystko miało skutkować wrogim nastawieniem do niej członków załogi, a finalnie doprowadzić panią Monikę do załamania nerwowego i konieczności leczenia się u psychiatry.

W toku procesu jednak sędzia Jarosław Kotas z IV Wydziału Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Rejonowego w Toruniu ustalił, że brygadzistce naprawdę trudno zarzucać mobbing. Po pierwsze, przed romansem była ona z panią Moniką w bliskiej i serdecznej relacji. Znała jej trudna sytuację rodzinna (o tym dalej), pomagała jej po koleżeńsku, ale i materialnie. W pracy dawała jej nadgodziny, w tym najlepiej płatne dyżury nocne, co zresztą wzburzało część załogi.

W czasie trwania całego romansu zdyscyplinować jakoś zakochanych usiłowała tak brygadzistka, jak i kierownik logistyki. Ten po wspomnianej zakładowej wigilii wezwał oboje "na dywanik".

"Powiedział, że mogą sobie dyskretnie okazywać uczucia, ale nie może się to odbijać się na pracy. Kierownik zasugerował też, że jeśli sytuacja się nie poprawi będzie zmuszony zwolnić ich z pracy" -odnotowano w sądowych aktach.

Oboje zostali zwolnieni z pracy

Ponieważ sytuacja nie uległa poprawie, zarówno pani Monika jak i pan Marek dostali wypowiedzenia z pracy. Oboje też rozwiedli się. Niestety, trudno twierdzić, by po burzliwym okresie poukładali sobie szczęśliwie życie na nowo - przynajmniej w przypadku pani Moniki tak się nie stało.


Jak ustalono w trakcie procesu sądowego, kobieta od dawna miała problemy ze zdrowiem psychicznym. Nie bez znaczenia były tu długie lata, w trakcie których mąż alkoholik znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie. Już wtedy pani Monika korzystała ze specjalistycznego leczenia, bo męczyły ją m.in. stany depresyjne, lęki, urojenia. Nie poddała się jednak hospitalizacji, choć były ku temu wskazania.

Romans i zwolnienie z pracy zbiegły się w przypadku kobiety z tragicznym wydarzeniem: w wypadku zginął jej 19-letni syn. Jak odnotował sąd, została wtedy praktycznie sama, bo córka wyemigrowała do Wielkiej Brytanii. Utratę dziecka pani Monika przypłaciła silną traumą, której skutki musiała już leczyć w szpitalu. To te wydarzenia, jak ustalono w procesie, miały najsilniejszy wpływ na stan jej zdrowia.

Sąd: nie było mobbingu, nie będzie zapłaty

Ostatecznie Sąd rejonowy w Toruniu oddalił żądanie pani Moniki wobec pracodawcy jako niezasadne.

-W przedmiotowej sprawie nie miało miejsca uporczywe bądź długotrwałym nękania lub zastraszaniu pracownika, a jedynie zmieniła się początkowo komfortowa sytuacja powódki z uwagi na jej zachowanie. Nikt nie chciał wywoływać u niej zaniżonej ocenę przydatności zawodowej, a wręcz przeciwnie chodziło tylko o to by powódka wzięła się do swojej pracy przypisanej jej w umowie o pracę. Żadne działania nie powodowały u powódki i nie miały na celu poniżenie albo ośmieszenie jej, izolowanie jej lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników. Powódka sama się izolowała, z uwagi na romans z M. O. i z nim chciała spędzać czas. Praca u pozwanej i relacje ze współpracownikami nie wywołały u powódki zaniżonej oceny - zaznaczył w uzasadnieniu wyroku sędzia Jarosław Kotas.

Z uwagi na trudną sytuację życiową kobiety sąd zwolnił ją z kosztów procesowych. Wyrok w lutym br. opublikowany został na Portalu Orzeczeń Sądowych. Jest nieprawomocny - pani Monika miała prawo odwołać się do niego Sadu Okręgowego w Toruniu.

PS Imiona bohaterów zostały w tekście zmienione.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.