Przytul się do pszczoły. To pomaga!

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Zgiet
Julia Szypulska

Przytul się do pszczoły. To pomaga!

Julia Szypulska

Na wzgórzu, gdzie pachnie świerkami stoi maleńki, drewniany domek. Wokół piękne widoki i cisza. Do domku można wejść, położyć się i zrelaksować. A przy okazji pobyć w fantastycznym mikroklimacie, który wytwarzają tutaj... pszczoły. Tak leczymy nerwy, alergie i inne choroby.

Pszczela górka należy do Anny i Marka Sienkiewiczów z miejscowości Czarna Wieś Kościelna. To ich najnowsze przedsięwzięcie. I prawdopodobnie jedyne w województwie podlaskim miejsce, gdzie można poddać się apiterapii. Polega to na przebywaniu z pszczołami, ale w sposób bezpieczny dla człowieka. Temu właśnie służy drewniany domek. Znajdują się w nim dwie leżanki, a pod nimi kilka uli. Owady wlatują do uli przez specjalne otwory na zewnątrz budynku. Wibracje wytwarzane przez pszczoły, ale także specyficzny mikroklimat panujący wewnątrz domku wpływają na ogólny stan organizmu.

- Mąż zainspirował się będąc na wycieczce zorganizowanej przez Podlaski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Szepietowie. To była wieś garncarska niedaleko Olsztyna - opowiada Anna. - Tam zobaczył taki pszczeli domek, gdzie pszczoły przebywały w ścianach. I potem cały czas mu to chodziło po głowie.

Długo myślał, aż w końcu zbudował własny domek- nie było to trudne bo z zawodu jest stolarzem.

- Pszczoły wytwarzają przyjemny mikroklimat, takie wilgotne i ciepłe powietrze. Oczyszczają powietrze z wszystkich grzybów, różnego rodzaju zarazków. Wdychanie tego powietrza jest korzystne dla zdrowia - opowiada właścicielka. - Miejsce sprzyja także wyciszeniu - słuchanie bzyczenia pszczół jest bardzo relaksujące.

- Tak relaksujące, że kiedy po raz pierwszy sami weszliśmy do domku i położyliśmy się na tych łóżkach, to żona zaraz zasnęła - śmieje się Marek.

Pierwszymi „pacjentami” byli bowiem właściciele. Ale apiterapii może spróbować np. ktoś, kto zmaga się z syndromem wiecznego zmęczenia. Ta metoda, znana od lat w medycynie ludowej, może też pomóc osobom cierpiącym na bezsenność, choroby układu nerwowego czy moczowego, a także choroby reumatyczne. Towarzystwo pszczół może też przynieść ulgę w stanach migrenowych i w chronicznych bólach głowy, np. związanych z zatokami. Wskazane jest, by skorzystały z niego również osoby zmagające się z astmą czy alergiami. Apiterapia jest także skuteczna w chorobach górnych dróg oddechowych oraz w budowaniu ogólnej odporności organizmu.

- Czytałam, że pomaga też w leczeniu depresji - dodaje Anna Sienkiewicz. - Warto wtedy zrobić sobie taką terapię - 2 godziny przez 12 dni.

Jak w każdym leczeniu, tak i tu potrzebna jest systematyczność. Po jednej sesji nie ma co spodziewać się cudów. Ale na dobry nastrój jak najbardziej można liczyć.

Pszczela górka bardzo podoba się turystom, których gości małżeństwo Sienkiewiczów. Z ust do ust wieści przekazują też ich znajomi. Stąd na brak zainteresowania właściciele nie mogą narzekać.

- Dla ludzi to po prostu dodatkowa atrakcja, ciekawostka - mówi Marek. - Przyjeżdżają i rozglądają się po okolicy, co by tutaj porobić. Ale niektórzy są już zorientowani. Wiedzą, co to jest apiterapia.

Dlatego obok pszczelego domku gospodarz planuje postawić również niewielki domek dla gości, tak, by mogli pobyć bliżej owadów. Będzie też altana, z której można podziwiać widoki. Okolica jest przepiękna, zwłaszcza o tej porze roku. Są i lasy, i falujące łany zbóż, i pagórki poprzetykane gdzieniegdzie domostwami.

- Kiedyś jak okiem sięgnąć były tu same pola, ale wieś się zmieniła - wspomina Anna.

Goście u Sienkiewiczów mogą liczyć i na inne atrakcje. Pani Anna prowadzi również warsztaty rękodzieła. Uczy techniki decoupage’u - tutaj wykorzystywanej głównie do ozdabiania glinianych doniczek i naczyń. Ale też starych dachówek. W końcu przed II wojną światową Czarna Wieś Kościelna słynęła z produkcji czerwonej dachówki - niemal przy każdym domu stała szopa, gdzie się ją wytwarzało. Teraz znika z dachów, za to Anna w swoich pracach daje jej drugie życie. Na warsztatach dzieli się też swoją najnowszą pasją, czyli robieniem kwiatów z papieru i bibuły.

A wszystko zaczęło się od ... kapusty. Anna i Marek przez lata uprawiali warzywa, głównie ogórki i sprzedawali je. Początkowo tylko świeże, a poszukując nowych nabywców zaczęli je także kisić, ale tradycyjnymi metodami.

- Pracowałem wtedy w Białymstoku, w hurtowni spożywczej - wspomina Marek. - Szef do mnie mówi: Weź Marek zacznij kisić też kapustę. No to zaczęliśmy ją szatkować i kisić w beczkach. I tak jak człowiek zaczął, to i przestać nie może.

Anna organizuje warsztaty dla dzieci, podczas których pokazuje najmłodszym jak dawniej kiszono kapustę. Najciekawszym elementem dla młodych jest ubijanie jej stopami. Ostatnio przyjechała do niej grupa dorosłych i to aż z Japonii. Uczestniczki były zachwycone. Zamówiły główkę kiszonej kapusty i poprosiły kucharza z hotelu, gdzie się zatrzymały, żeby zrobił im z niej gołąbki. Japończycy zapowiedzieli się też na przyszły rok - planują zostać na kilka dni, żeby m.in. pójść do pszczelego domku.

- Za granicą apiterapia jest bardziej powszechna niż u nas - zauważają małżonkowie. - Ponoć korzystają z niej muzycy z filharmonii wiedeńskiej, a w Rosji używa się pszczelich domków do oczyszczania powietrza w domach.

Małżeństwo ma mnóstwo pomysłów. Marek wstaje o piątej rano i dnia mu brakuje, tyle jest pracy. Przy pszczołach choćby. Kiedyś myślał: A co tam pszczoły, ile z nimi roboty! Kupi się ul, a one będą latać i produkować miód. Teraz wie, że się mylił. Swoje roje jeździ doglądać dwa razy dziennie. Latem, kiedy kwiatów i roślin jest pełno, owadów nie trzeba karmić. Na działce rosną specjalne kwiaty, np. facelia, która jest zaliczana do najbardziej miododajnych roślin. Tajniki wiedzy przekazał mu przyjaciel, który pasiekę ma od lat.

- Trzeba pilnować, żeby w ulu nie powstało drugie gniazdo, wtedy część pszczół ucieka - opowiada. - Trzeba też ule czyścić. Niedługo pszczoły trzeba zacząć dokarmiać, żeby na zimę nabrały siły. Zimą kupuje się w sklepie specjalne preparaty na bazie zboża, żeby owady były odporne na różne choroby.

Dla pszczół najgorsze są opryski. Choć akurat w Czarnej Wsi Kościelnej nie są dużym zagrożeniem. Marek śmieje się, że „zawodowych” rolników - takich, co hodują bydło czy świnie - właściwie u nich nie ma. Mieszkańcy raczej sieją zboże i to głównie na własne potrzeby. Dlatego oprysków stosuje się tu mało.

- Dlatego pszczoły u nas mają się dobrze - mówi właściciel gospodarstwa.- Są tu i lasy, i dużo kwiatów, i czyste powietrze.

Julia Szypulska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.