Artur Janowski

Plutonowy Orlik czołgi niszczył na zawołanie

Tankietka przekazana polskiemu wojsku przez mieszkańców Krakowa w maju 1939 roku. Podobną dowodził we wrześniu plutonowy Orlik, z tym, że jego pojazd Fot. NAC / reprodukcja Adam Wojnar Tankietka przekazana polskiemu wojsku przez mieszkańców Krakowa w maju 1939 roku. Podobną dowodził we wrześniu plutonowy Orlik, z tym, że jego pojazd był lepiej uzbrojony
Artur Janowski

Pierwszy polski czołgista, którego można nazwać pancernym asem, mieszkał w Opolu. U nas znany jest jednak jako strażak i architekt

Edmund Roman Orlik miał zaledwie 21 lat, gdy stał się dowódcą polskiej tankietki TKS (lekki czołg rozpoznawczy) pod koniec sierpnia 1939 roku. Polska szykowała się do wojny z Niemcami, a przyszły as pancerny trafił do szwadronu czołgów, który był częścią Wielkopolskiej Brygady Kawalerii.

Przydział nie był przypadkowy. Wcześniej Orlik trafił na ochotnika do Szkoły Podchorążych Broni Pancernych w Modlinie, a następnie służył w 1 Batalionie Pancernym w Poznaniu. Wiedział więc, jak używać tankietki, która wprawdzie nie mogła się równać z niemieckimi czołgami pod względem grubości pancerza, ale dysponowała niezwykle skutecznym działkiem 20-milimetrowym.

Tak zginął śląski książę

Plutonowy Orlik długo nie mógł wypróbować swojej broni. Brygada była jedną z jednostek Armii Poznań, która w pierwszym tygodniu września 1939 r. nie była atakowana i wycofywała się w głąb kraju. Dopiero nocą z 9 na 10 września jednostka Orlika zaczęła udział w słynnej bitwie nad Bzurą, ale dni chwały opolanina dopiero miały nadejść. Pierwsze trzy czołgi uszkodził ponoć 14 września pod Sochaczewem, lecz brakuje potwierdzenia ze strony niemieckiej o takich stratach. Dużo bardziej znane jest za to starcie z 18 września, do którego doszło pod Pociechą w Puszczy Kampinoskiej. Orlik dowodził tam trzema tankietkami, z których tylko jedna miała działko. Postanowił więc urządzić zasadzkę w lesie i czekać na kolumnę niemiecką, należącą do 11 Pułku Pancernego 1 Dywizji Lekkiej. Najpierw pod lufę wyjechał mu lekki PzKpfw 35(t), którego polski pancerniak trafił pod wieżę pojazdu, czyli w najsłabiej opancerzony punkt, i w ten sposób wyeliminował pierwszy czołg. Z kolejnym nie poszło tak łatwo. Był nim prawdopodobnie PzKpfw IV, czyli znacznie większy i solidniej opancerzony pojazd, ale i w tym przypadku plutonowemu sprzyjało szczęście. Najprawdopodobniej trafił w komorę amunicyjną, co z kolei spowodowało pożar maszyny. Trzeci czołg - także PzKpfw 35(t) - zaczął wówczas uciekać, ale Orlik nakazał kierowcy tankietki skorygować pozycję i kolejnym strzałem unieruchomił również tę maszynę. Jedna maszyna płonęła i właśnie z niej polscy żołnierze wyciągnęli m.in. dowódcę czołgu. Był jednak ciężko poparzony i szybko zmarł. Później okazało się, że to Wiktor IV Albrecht von Ratibor, syn śląskiego księcia raciborskiego Wiktora III. Po latach powstało kilka wersji potyczki. Nie wszyscy byli zgodni, że to Orlik unieruchomił niemieckie czołgi, pasjonaci toczą także spory co do typu pojazdów. Pojawiają się również informacje, że plutonowemu mocno „pomogły” działka przeciwpancerne polskich ułanów, a jest też relacja mówiąca o tym, że oddziałem tankietek dowodził inny oficer. Po tylu latach trudno dociec, która wersja jest prawdziwa. Najczęściej zniszczenie niemieckich pojazdów przypisuje się jednak Orlikowi.

Przebił się do Warszawy

Na miano asa polski pancerniak zasłużył sobie także udziałem w kolejnej bitwie. Doszło do niej 19 września pod Sierakowem, który był na trasie marszu polskiego wojska w stronę Warszawy. Tam Orlik miał uszkodzić siedem czołgów niemieckich, ale trzeba pamiętać, że w starciu brała udział również polska artyleria. I w tym przypadku nie ma więc pewności, że za wszystkie zniszczone pojazdy odpowiada polski pancerniak. Pewne jest natomiast to, że Orlikowi udało się przebić do Warszawy razem z TKS-em, co już samo w sobie było wielkim wyczynem, zwłaszcza że dokonali tego nieliczni polscy pancerniacy. Po kapitulacji Warszawy przyszły opolanin uniknął niewoli i w czasie okupacji przenosił się z miejsca na miejsce, aby w 1945 r. osiąść na stałe w Łodzi, gdzie skończył pierwsze studia i zaczął pracę w biurze projektowanym Miastoprojekt Łódź. Najskuteczniejszy polski pancerniak września 1939 roku skupia się przede wszystkim na pracy zawodowej. Projektuje budynki w dzielnicy akademickiej, a jego autorstwa jest m.in. biblioteka uniwersytecka w Łodzi. Na początku lat 70. przeniósł się do Opola. - Roman Orlik? Znam - uśmiecha się Andrzej Hamada, nestor opolskich architektów. - Sporo projektował w Łodzi, potem w Opolu był m.in. dyrektorem budowy Teatru im. Jana Kochanowskiego. Niespecjalnie o sobie opowiadał, nie wiedziałem nawet, że dowodził czołgiem. Zdecydowanie większą wiedzą o dokonaniach plutonowego mają opolscy strażacy. Orlik znalazł pracę w Komendzie Wojewódzkiej Straży Pożarnej, po tym jak skończyła się budowa teatru. Już jako strażak pracował m.in. przy takich obiektach jak baza straży pożarnej na ul. Budowlanych w Opolu czy ośrodek wypoczynkowy „Strażak” w Turawie. Gdy zmarł nagle w 1982 roku, na pogrzebie w Łodzi żegnała go delegacja opolskich kolegów.

Doceniony w World of Tanks

O tym, kim podczas wojny był plutonowy Orlik - który otrzymał krzyż Virtuti Militari od prezydenta Polski - w Opolu wiedzą nieliczni. Docenili go za to twórcy znanej gry internetowej „World of Tanks” - polegającej na walce między czołgami. Gracze otrzymują medal Orlika, o ile uda im się zniszczyć trzy czołgi przy użyciu dużo słabszego pojazdu. Polski as pancerny uhonorowany jest też obeliskiem w Puszczy Kampinoskiej (głaz przyjechał aż spod Strzelec Opolskich) i niewielkim pomnikiem na terenie ośrodka strażackiego w Turawie. Tylko Opole do tej pory nie znalazło pomysłu, jak wykorzystać fakt, że w mieście żył jeden z najskuteczniejszych pancerniaków II wojny światowej.

Pancerniak związany z Opolem miał we wrześniu 1939 roku trochę szczęścia, że to właśnie on używał tankietki TKS z 20-milimetrowym działkiem. Takich maszyn było niewiele ponad 20 w polskiej armii, gdzie doskonale zdawano sobie sprawę z przewagi niemieckiej broni pancernej. Zaradzić miały temu m.in. TKS-y i jak pokazuje historia Edmunda Romana Orlika (na zdjęciu), akurat te tankietki były groźną bronią.

Artur Janowski

Artur Janowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.