Oddział cudów i kruchych żyć. Szczęście przeplata się tu ze strachem

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas / Polska Press
Julia Kalęba

Oddział cudów i kruchych żyć. Szczęście przeplata się tu ze strachem

Julia Kalęba

Nikt nie spodziewał się, że w poniedziałek na świat przyjdą pierwsze sześcioraczki w Polsce. - Jest ogromne szczęście, ale są też obawy - mówią ich rodzice. Dzieci przyszły na świat w 29 tygodniu ciąży i ważą ledwie od 890 do 1300 gramów. A to nie jedyne cuda, które wydarzają się w Szpitalu Uniwersyteckim.

Boję się. Boję się każdego dnia, i powtarzam: oby było wszystko w porządku z dziećmi. Ale ten strach się przeplata z naszym szczęściem - mówi nam Klaudia, mama sześcioraczków.

W poniedziałek popołudniu całą Polskę obiegła wiadomość o niezwykłym porodzie w Szpitalu Uniwersyteckim: w Krakowie urodziły się pierwsze w Polsce sześcioraczki: cztery dziewczynki i dwóch chłopców. - Byliśmy przygotowani na pięć maluszków. W czasie porodu patrzymy, a tu niespodzianka: szóste dziecko - wspomina prof. Ryszard Lauterbach, lekarz-neonatolog, który opiekuje się tymi maluchami.

Dwa dni po niezwykłym porodzie Klaudia - czyli mama Filipa, Tymona, Zosi, Malwiny, Kai i Neli - zgodziła się z nami porozmawiać.

Miejsce cudów i nadziei

Kopernika 23, piętro trzecie. Zanim minie się próg Oddziału Intensywnej Terapii Neonatologicznej, trudno nie zatrzymać się w przedsionku.

Jedna ze ścian wąskiego korytarza przypomina galerię fotografii. Twarze oprawione w kolorowe ramki śmieją się ze zdjęć. Dzieci na obrazku uchwycono w ruchu, niektóre, gdy przyjrzeć z bliska, mają wyraźny błysk w oku. Mogą mieć od roku do góra trzech lat, choć nie tak dawno wiele z nich nie ważyło nawet kilograma.

Rodzice wysyłają szpitalowi te fotografie w podziękowaniu za cuda, które się tu zdarzyły.

Profesor Ryszard Lauterbach, ordynator oddziału neonatologii, podaje mi jeszcze jedno zdjęcie. To właściwie kartka pocztowa, tyle że zrobiona z fotografii. Na niej pięć ślicznych dziewczynek i życzenia. Dostał ją od rodziców dzieci na święta. Coroczna tradycja.

- Nasze kieleckie pięcioraczki - uśmiecha się lekarz, wyraźnie dumny. - To było trudne przedsięwzięcie. Najpierw dla nas, lekarzy opiekujących się takimi drobinkami. Najmniejsza z nich ważyła 570 gramów, największa - 850. Także to były maleństwa. A teraz, proszę spojrzeć, jakie piękne - chwali.

Październik 2007 roku. Lekarze spodziewają się ciąży mnogiej. Najpierw mowa o trojaczkach, potem - o czworaczkach. Paulina Szymkiewicz, mama kieleckich pięcioraczków, wspomina: - Kiedy byłam w ósmym tygodniu ciąży, lekarz oznajmił zdumiony: „Urodzi pani pięcioraczki!” To był szok. Jak to ja, my, przecież pięcioro dzieci to wielkie wyzwanie. Dlaczego to my? Pamiętam, jak zadawałam sobie to pytanie. Nie raz, nie dwa.

Czytaj więcej:

  • rodzice sześcioraczków opowiadają o nadziejach i obawach po porodzie
  • mama 2-letniego chłopca mówi o tym, jak urodziła syna mimo choroby nowotworowej

 

Pozostało jeszcze 81% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Julia Kalęba

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.