Minimalizm: żyj prosto i szczęśliwie

Czytaj dalej
Fot. materiały prasowe
Gabriela Pewińska

Minimalizm: żyj prosto i szczęśliwie

Gabriela Pewińska

Z Katarzyną Kędzierską, blogerką i autorką książki „Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce”, rozmawia Gabriela Pewińska.

W czasach szalejącego konsumpcjonizmu pochwała postawy minimalistycznej jest jakby wyrzuceniem siebie poza nawias społeczeństwa. Prawda to?

Na szczęście już nie.

To mnie Pani zaskoczyła!

To, o czym pani mówi, to spore generalizowanie, bo wraz z szalejącym konsumpcjonizmem jest coraz więcej osób, które są tym zjawiskiem zmęczone. Wbrew pozorom minimalistyczny nurt rośnie w siłę!

W Trójmieście otwarto niedawno kolejną wielką galerię handlową, przyszły tłumy! Ludzie chcą więcej, nie mniej.

Oczywiście, jeśli spojrzymy na ogół społeczeństwa, to ruch minimalistów jest czymś marginalnym. Ale sam fakt, że dziś o tym rozmawiamy, że nurt ów znalazł już swoje miejsce w tak zwanym mainstreamie, znaczy, że idea pozyskuje zwolenników.

Co to właściwie jest minimalizm?

Dla mnie nie jest filozofią ani nawet stylem życia. Jest narzędziem, z którego korzystam na co dzień i dzięki któremu mogę żyć tak, jak chcę. A żyję szczęśliwie.

Jak została Pani minimalistką?

To wynikało z przesytu nadmiarem. Zaczęło się od książek. Podczas kolejnej przeprowadzki spakowałam swoje książki, notatki ze studiów, zgromadzone przez lata papiery i nagle okazało się, że uzbierało się tego kilkanaście kartonów. Perspektywa, że te tak ciężkie pakunki muszę przenieść najpierw do samochodu, potem do nowego mieszkania, wyjąć je i ulokować na półkach, uświadomiła mi, że mam tego po prostu za dużo. Ten ciężar to nie była wcale przenośnia, to były kilogramy całkiem realne, nie na moje fizyczne siły. Krok po kroku zaczęłam walczyć z nadmiarem. Najpierw dotyczyło to rzeczy, materii, potem przyszedł czas na porządki w innych sferach życia. Świadomość minimalizmu, podejście do życia pod hasłem „chcieć mniej” pomogło mi się z tym bałaganem uporać.

Rzeczy, przedmioty kuszą nas ze wszystkich stron, z wystaw, z reklam, z gazet, z internetu. Ktoś powiedziałby - nie skorzystać z tego dobrodziejstwa to grzech.

Takie myślenie to norma, zbieractwo, żądza posiadania będą w nas zawsze. Choć posiadanie rzeczy jako takie nie jest przecież niczym złym. Trzeba jednak wyjść z założenia, że rzeczy, które pozyskuję, są po to, by mi służyć, a nie żeby stanowić dla mnie przeszkodę, by mnie ograniczać. Jeśli upragnione przedmioty stają się przeszkodą dla życia, które chcielibyśmy wieść, pojawia się kłopot. Minimalizm może nam pomóc się z tego kłopotu wyzwolić.

Ktoś, czytając Pani słowa, mógłby powiedzieć: Ale w imię czego miałbym się ograniczać, dlaczego nie korzystać z tego, co nam życie podsuwa? Hulaj dusza!

Wszystko zależy od tego, w jakim punkcie życia jesteśmy. Uważam, że minimalizm jest dla każdego i każdemu stanie się w końcu potrzebny. Będzie czymś, co otworzy oczy każdej osobie, która czuje, że to, co podsuwa jej życie, przytłacza ją, męczy, że jest to nadmiar nie do udźwignięcia. Nie mam potrzeby wmawiania ludziom, że minimalizm jest czymś najlepszym na świecie. Że to jest najlepsze rozwiązanie. Mój poświęcony minimalizmowi blog odwiedza miesięcznie sto tysięcy osób. Wszyscy piszą do mnie: „Tak, poczułem przesyt nadmiarem. Zrozumiałem, że wokół mnie jest za dużo rzeczy. Że zamiast cieszyć, stają na drodze mojego rozwoju”. Dla tych osób napisałam książkę. Aldona, jedna z moich Czytelniczek, która zgodziła się na opisanie swojej historii w książce, napisała tak:

„Moje oczyszczanie przestrzeni zaczęło się prawie dwa lata temu, kiedy postanowiliśmy z moim partnerem podjąć decyzję o kupnie własnego domu. Nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak dużo rzeczy zgromadziłam. W 2008 roku zapakowałam się w jedną walizkę i bagaż podręczny w podróż do Irlandii Północnej, a przy przeprowadzce potrzebowaliśmy już dwóch osób do pomocy i auta dostawczego.

Kiedy pracowałam około pięćdziesięciu godzin tygodniowo, w upragniony dzień wolny od pracy moim ulubionym zajęciem było zwiedzanie galerii handlowych i kupowanie masowo wszystkiego, co wpadło mi w ręce. Nie zastanawiałam się, czy czegoś potrzebuję, czy nie - po prostu kupowałam, bo chciałam i było mnie na to stać. A chciałam mieć coraz więcej. Miałam problem rano, bo przy szafie stałam piętnaście minut i mimo że ledwo się domykała, ja nadal nie miałam się w co ubrać. Pierwszym momentem opamiętania się był dzień, kiedy powiedziałam mojemu partnerowi, że potrzebuję dodatkowej pracy, bo przy moich miesięcznych wydatkach odłożenie depozytu na mieszkanie jest niemożliwe. Michał nie mógł uwierzyć, że z moimi zarobkami mam problemy, żeby odłożyć nawet stówę miesięcznie. Wziął do ręki kartkę i po lewej stronie rozpisał mój miesięczny przychód, po prawej zaś, ile powinnam wydawać na bieżące i potrzebne rzeczy, tzn. rachunki i jedzenie. Do tego wszystkiego doliczył mi małą kwotę na wyjścia do kina, kosmetyki i inne kobiece wydatki. Nie mogłam uwierzyć, że dam radę.

Najgorszy był pierwszy miesiąc, bo musiałam coś odłożyć, a akurat tyle rzeczy kusiło. Nie dałam rady i kupiłam nowe buty. Na początku nie przyznawałam się do cichych zakupów, ale potem stwierdziłam, że nie o pieniądze tu chodzi, ale o uczciwość partnerską. Wróciłam z pracy i jak na terapii przyznałam, że potrzebuję wsparcia. Założyłam arkusz kalkulacyjny Excel i uczciwie zaczęłam notować wszystko, co kupuję. Zaczęłam też pozbywać się niepotrzebnych rzeczy. Kilka z nich sprzedałam przez internet, resztę rozdałam znajomym lub oddałam do organizacji charytatywnych. Do dzisiaj tak mam, że jeśli chcę kupić nową książkę, to najpierw staram się sprzedać kilka poprzednich lub je wymienić. Po trzech miesiącach nie mogłam uwierzyć, że tyle pieniędzy wyrzucałam w błoto. Po roku kupiliśmy mieszkanie z 10-procentowym wkładem własnym i gotówką odłożoną na remont mieszkania. Proces oczyszczania trwa nadal, ale postęp jest znaczący”.

W swojej książce pisze Pani, że najważniejsze to uporać się z natłokiem. Przedmiotów? Myśli? Czegoś jeszcze?

Informacji. Jesteśmy dziś bombardowani informacjami. Nawet od nich uzależnieni. Zjawisko to zostało uznane za jednostkę chorobową. Pytanie, które stawiam na początku mojej książki, to pytanie o świadomość. Jeśli wiemy, że coś nas przytłacza, że dręczy nas jakiś problem, szukamy wyjścia, jak się z tego wyzwolić, jak sobie pomóc. Jednym z wyjść jest minimalizm właśnie.

Na zachętę zastrzega Pani, że „mniej nie oznacza wcale”.

Czytelnikowi próbuję uświadomić, że każdy z nas jest w innej sytuacji, każdy nadmiar odczuwa inaczej. Dla wielu minimalizm jest czymś tak potwornym jak przejście na dietę. Od razu pojawia się przerażenie, że musimy się czegoś wyrzekać, odmawiać sobie tego, co lubimy. A spróbujmy pomyśleć o tym inaczej, wyobraźmy sobie sytuację, że świadomie zostawiamy wokół siebie tylko to, co najpiękniejsze. To, co najbardziej potrzebne. To, co nas najbardziej cieszy. Rzeczy, które najbardziej kochamy. Przenieśmy ciężar ograniczenia na świadomy wybór, wtedy zupełnie zmieni się nam perspektywa.

Jakiś przykład?

Najbardziej malowniczym przykładem są ubrania. Na moim blogu zaprezentowałam coś, co nazywam garderobą kapsułkową. Okazuje się, że z tych wszystkich ubrań, które zalegają w naszej szafie, wystarczy nam w sezonie zaledwie kilkanaście. Co więcej, posiadanie mniejszej ilości rzeczy wymaga większej kreatywności, tym samym zdejmuje z nas babski, codzienny dylemat pod tytułem: „Nie mam się w co ubrać”. Panie, które zdecydowały się na ten eksperyment, są zadziwione, że to naprawdę działa! Wiele osób wyznaje, że rozpoczęcie porządkowania naszego świata materialnego nieuchronnie przekłada się na uporządkowanie swego życia w ogóle, ustawienie relacji z innymi, ustanowienie hierarchii ważności.

Pisze Pani: „mniej przedmiotów - więcej wolności, mniej przedmiotów - więcej spokoju”.

Zapominamy o tym, że przedmioty wokół pochłaniają mnóstwo naszej energii. Wystarczy zrobić proste ćwiczenie i przeliczyć pieniądze, które płacimy za dane produkty, na godziny naszej pracy. Nagle okazuje się, że koszulka, która kosztuje 30 zł, to dwie godziny naszego ślęczenia za biurkiem. Gdy tych, wydawałoby się drobnych, przedmiotów zbierzemy więcej, przekonamy się, że na małe zakupy musimy pracować przez cały dzień. Jeśli zarzucilibyśmy te zakupy, czas poświęcony na pracę moglibyśmy poświęcić na coś innego.

Ktoś powie, przecież kupowanie sprawia przyjemność, może nawet uszczęśliwia.

To bardzo złudne podejście! Kupowanie w nagrodę, „bo miałam zły dzień” daje satysfakcję tylko na krótką chwilę. Jedna z Czytelniczek mojego bloga napisała zdanie, które przytoczyłam w książce: „Nie jesteś psem, nie nagradzaj się jedzeniem”. Tak to działa. Im częściej nagradzamy się kupowaniem, tym silniej wyrabiamy w sobie ten nawyk. W pewnym momencie nie potrafimy cieszyć się z niczego innego. To nałóg jak każdy inny. Ciężko z niego wyjść. „Wracałam z pracy i wstępowałam do centrum handlowego, które miałam po drodze, z myślą, że sobie pospaceruję, bo praca siedząca. Wychodziłam z prezentem dla samej siebie »bo zasłużyłam« lub »na poprawę humoru« (stabilizacja emocji). Gdy okazywało się, że w szafie jest bałagan, bo rzeczy się nie mieszczą, robiłam paczkę dla koleżanek, bo porządek musi być. Gdy zaczęłam pozbywać się rzeczy jeszcze z metkami, to zrozumiałam, że mam problem, który nazywa się marnowaniem pieniędzy. Myślę, że »marnowanie« to słowo kluczowe. Minimalizm to przeciwieństwo nadmiaru, a więc marnowania”- napisała Marcela, jedna z moich Czytelniczek, która zgodziła się w mojej książce podzielić opowieścią o swojej drodze do minimalizmu.

Jak zostać minimalistą?

Od pytania, dlaczego tego chcę.

Może zamiast minimalizmu wystarczy zwyczajna prostota życia?

Odpowiedź na pytania o definicje zawsze jest trudna. W moim przypadku myślę, że tak, mogłybyśmy postawić tu znak równości. Minimalizm to narzędzie pozwalające żyć prosto i szczęśliwie.


Katarzyna Kędzierska jest blogerką, autorką książki „Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce”

Gabriela Pewińska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.