Każdy może kiedyś za życia trafić do piekła, tylko niech się zestarzeje

Czytaj dalej
Lina Szejner

Każdy może kiedyś za życia trafić do piekła, tylko niech się zestarzeje

Lina Szejner

Co kilka miesięcy media podają do wiadomości hiobowe informacje z życia „niższych sfer”, czyli starych ludzi umieszczonych w odosobnionych miejscach, które nie zasługują na to, by je nazwać domami pomocy. Młodsi szybko zapominają o sprawie, ale im ludzie starsi, tym bardziej boją się starości. I słusznie. Za kilka miesięcy, gdy ucichnie medialny raban, okaże się, że znów jakiś cwaniak dręczy kilkudziesięciu starych, chorych ludzi, pozbawia mieszkań, rent, emerytur, głodzi, znęca się i karze za najmniejsze przejawy sprzeciwu.

Fałszywy ksiądz ze Zgierza za „pyskowanie” oblewał niedołężnych wodą z węża i pozostawiał na mrozie do wyschnięcia, pytając: kto następny? Trzeba było śmierci aż pięciorga „pensjonariuszy”, żeby pozostałych umieszczono w godniejszych warunkach. Nadzorca tego piekła nieszybko znajdzie się za kratkami ( jeśli w ogóle), bo wyrok za ten proceder to on już miał. Sądy skazują, on się odwołuje i robi swoje, czyli bezkarnie zakłada nowe takie „schronienia”.

Fałszywy ksiądz ze Zgierza za „pyskowanie” oblewał niedołężnych wodą z węża i pozostawiał na mrozie

Ludzie pytają retorycznie: jak to możliwe? Otóż wystarczy wymyślić dla faktycznego domu starców jakąś chwytliwą nazwę. Na przykład: „Miejsce dla Ludzi Bezdomnych” albo „Dom Wesołych Małolatów”, a taka placówka nie podlega przepisom, które obowiązują w państwowych domach pomocy społecznej. Nikt jej też raczej nie kontroluje, nikt się nie interesuje, co dzieje się wewnątrz. Mieszkańcy są zastraszeni, a pracownicy bez kwalifikacji też siedzą cicho, bo mają zatrudnienie. I tak ten interes się kręci.

Najsmutniejsze jest to, że na tego typu placówki jest duże zapotrzebowanie, a będzie jeszcze większe, im więcej przybywać będzie starych ludzi. Właściciel tego pożal się Boże schronienia reklamował swoje usługi po szpitalach, a tam raz po raz trafiają ludzie samotni, którzy albo domu nie mają, albo nie są w stanie w nim żyć bez pomocy. W takich sytuacjach propozycja delegacji do „schroniska” jest jedynym rozwiązaniem.

A kontrola społeczna? Też nie działa. Pensjonariusze albo są samotni, albo mają dzieci za granicą, a te sprawdzają telefonicznie, jak się wiedzie ich matkom czy ojcom, kontaktując się z właścicielem przybytku. Pomyślne wieści usypiają ich czujność.

Lina Szejner

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.