Kawa dla mordercy i pedofila. Szef aresztu zapłaci posadą?

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Olkowski
Małgorzata Oberlan

Kawa dla mordercy i pedofila. Szef aresztu zapłaci posadą?

Małgorzata Oberlan

Bomba wybuchła miesiąc temu. Szef aresztu w Toruniu został zawieszony, bo miał obłaskawiać skazanego na dożywocie mordercę i pedofila prezentami. To niedozwolone kontakty z osadzonym, ścigane również karnie. Skandal ujawnili funkcjonariusze, którzy teraz sami boją się o swój los. Więzień zniknął, szef okresowo też, a Służba Więzienna nabrała wody w usta...

Andrzeja G. w areszcie toruńskim już nie ma. Dlaczego karę dożywotniego więzienia za serię okrutnych zbrodni (o nich poniżej) odbywał akurat w "Beczce", trudno powiedzieć. Służby prasowe Straży Więziennej bardziej niż skromnie dzielą się informacjami. Faktem pozostaje jednak, że groźny multirecydywista, przez biegłych zdiagnozowany jako seksualny sadysta, krótko po wybuchu afery opuścił Toruń. Nieoficjalnie słyszymy, że osadzono go w zakładzie karnym w Fordonie w Bydgoszczy.

Z pola widzenia zniknął też okresowo kapitan Wojciech M., nazywany "Komandosem", czyli szef toruńskiego aresztu. Wraz z nim - kierownik działu penitencjarnego. To "ten drugi", którego zawieszono w obowiązkach jednocześnie z przełożonym.

- Zaraz pewnie zaczniemy znikać i my, czyli funkcjonariusze, którzy nie chcieli milczeć. Szukanie "źródła przecieku" i "wyciąganie konsekwencji" stało się dla dyrekcji priorytetem - skarżą się pracownicy "Beczki", czyli toruńskiego oddziału zewnętrznego Zakładu Karnego w Inowrocławiu.

Prezenty dla mordercy na monitoringu

Toruński areszt śledczy wspomnianym oddziałem zewnętrznym jest od 2018 roku, po ministerialnej reorganizacji. Od tego czasu też narasta napięcie między dyrekcją więzienia w Inowrocławiu oraz ustanowionym przez niego szefem dla jednostki toruńskiej (kapitan Wojciech M. jednocześnie jest też wicedyrektorem ZK w Inowrocławiu) a częścią funkcjonariuszy w Toruniu. Powody? "Nowe porządki, szarogęszenie się, inowrocławskie rządy oparte na znajomościach, manipulacjach, szukaniu haków na niepokornych" - tyle ze skarg torunian.

Na "Komandosa", czyli kapitana M., który przydomek zyskał chwaląc się służbą wojskową, strażnicy w Toruniu oko mieli od dawna. Nie kryją, że przyglądali mu się tak samo bacznie, jak on im. Wygląda jednak na to, że pewnego siebie i swojej pozycji szefa aresztu zgubiła nieostrożność. 5 lutego br. został zawieszony w obowiązkach, wespół z innym funkcjonariuszem. Wszczęto wobec nich postępowanie dyscyplinarne. Sprawa trafiła też do prokuratury. Co się wydarzyło?

Doniesienia złożyli funkcjonariusze, którzy - jak mówią - przyłapali szefa na obłaskawianiu Andrzeja G. To sprawca najobrzydliwszych zbrodni w historii Torunia, skazany w 2018 roku na dożywocie. Na koncie ma serię gwałtów, w tym na 13-letnim chłopcu z Bydgoskiego Przedmieścia oraz pamiętny mord na toruńskich Wrzosach, gdzie pociął mężczyźnie genitalia nożem, a następnie zgwałcił.

-Przyłapaliśmy szefa na początku lutego dwukrotnie, jak przekazywał temu dewiantowi kupione przez siebie prezenty: kawę, tytoń, bibułki. Obłaskawiał go, bo Andrzej G. z nudów pisał na niego skargi. Za pierwszym razem zobaczył to oddziałowy, ale szef kazał mu o tym zapomnieć. Za drugim razem osadzony paczkę odebrał w gabinecie szefa. Schował do majtek i wyjął w celi. Tyle, że tam jest monitoring. Sprawa zaraz się rozniosła, w areszcie zawrzało. Zawiadomiliśmy przełożonych, prokuraturę, Biuro Spraw Wewnętrznych Służby Więziennej - relacjonowali nam toruńscy funkcjonariusze.

Reakcja błyskawiczna: prokurator, zawieszenie, kontrola BSW

Ujawnione przez torunian wydarzenia wywołały reakcję natychmiastową. W "Beczce" na toruńskiej starówce pojawił się prokurator. Z tego, co udało nam się ustalić, zdążył zabezpieczyć monitoring.

Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej w Bydgoszczy wszczął postępowanie dyscyplinarne, w obowiązkach służbowych, jak wspomnieliśmy, zawieszeni zostali błyskawicznie dwaj "bohaterowie" afery: szef aresztu oraz kierownik działu penitencjarnego. Ten drugi, jak nieoficjalnie się dowiadujemy, miał na polecenie kapitana M. dokonać zakupów kawy, tytoniu itd., a następnie dobra te dostarczyć do jednostki.

Około 10 lutego do akcji wkroczyło Biuro Spraw Wewnętrznych Służby Więziennej. Kontrolerzy najpierw pojawili się w jednostce macierzystej, czyli w więzieniu w Inowrocławiu, a nazajutrz w Toruniu. Agnieszka Wollmann, rzeczniczka OISW w Bydgoszczy, odmawia informacji na temat przebiegu i wyników kontroli.

-W związku z prowadzonym postępowaniem przez prokuraturę, szczegółowe informacje na temat tej sprawy mogą zostać przekazane dopiero po jego zakończeniu - powtarza.

Zajmująca się pierwsza sprawą Prokuratura Rejonowa Toruń Centrum Zachód informacji nie udzielała prawie wcale. Niedawno, dla bezstronności, śledztwo powierzono Prokuraturze Rejonowej w Chojnicach. Etap jest wstępny, wszystko pozostaje tajne przez poufne do kwadratu. Tymczasem w "Beczce" się gotuje...

Kim jest Andrzej G. i dlaczego to wszystko tak oburza?

Wiadomo, że jeśli prokuratura formalnie śledztwo poprowadzi, to uczyni to w kierunku przekroczenia uprawnień i/lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego (art. 231 Kodeksu karnego). Obłaskawianie osadzonego podarunkami to tak zwane "układanie się z więźniem", które absolutnie jest zabronione. Nie wolno takich praktyk uskuteczniać szeregowym strażnikom, o kierownikach zakładu karnego nie wspominając.

Artykuł 28 Ustawy o Służbie Więziennej jasno wskazuje, że funkcjonariusze i pracownicy nie mogą uczestniczyć w działalności, która podważa autorytet SW. Zabrania im też "utrzymywania innych niż wynikające z obowiązków służbowych kontaktów z osobami pozbawionymi wolności".

Ujawnione w Toruniu obłaskawianie więźnia wzburzyło funkcjonariuszy jednak także na zwykłym, czysto ludzkim już gruncie. Większość z nich z racji wykonywanego zawodu chłodno traktuje karty karne osadzonych w "Beczce", nawet te najdłuższe. Inaczej było jednak w przypadku Andrzeja G. "Dewiant, jakiego świat nie widział" - mówią o nim strażnicy. I trudno im się dziwić, skoro w opinii biegłych ten 60-latek to seksualny sadysta, nierokujący na przyszłość.

Pierwszy to brutalny mord na mężczyźnie, którego dopuścił się na Wrzosach, w nocy z 11 na 12 sierpnia 2016 roku. Ofiara została zgwałcona analnie, miała cięte rany w okolicy krocza i genitaliów. Zmarła na skutek wykrwawienia. Przed zbrodnią została odurzona.

Czyn drugi to zgwałcenie 13-letniego chłopca, do którego doszło 12 sierpnia 2016 roku w okolicy ulic Mickiewicza i Konopnickiej. Był środek dnia, chłopiec szedł akurat do swojej babci. Andrzej G. go zmanipulował, podał otumaniający klonozepam i zgwałcił.

Kolejnego gwałtu sprawca dopuścił się już po dwóch dniach, na starszym mężczyźnie. W toku procesu udowodniono mu też dwukrotne zgwałcenie innego dorosłego. Do gwałtów analnych doszło nocami, w maju 2016 roku. Za każdym razem dewiant najpierw otumaniał ofiary, a potem brutalnie je wykorzystywał.

-Układanie się z takim dewiantem po to, żeby przestał pisać skargi, to kompletny upadek - podsumowują funkcjonariusze "Beczki".

Co będzie dalej?

Agnieszka Wollmann, rzeczniczka OISW w Bydgoszczy, nie odpowiedziała nam na pytanie o to, na jak długo szef aresztu został zawieszony. Przekazała tylko, że jednostką w Toruniu kieruje dyrektor ZK w Inowrocławiu. Nieoficjalne wieści z ostatniej chwili są takie, że dyrektor OISW postanowił wydalić kapitana M. ze służby, ale natychmiast odebrał telefon z Warszawy, by decyzję cofnąć. Po kilku dniach gruchnęła wieść, że objął funkcję w zakładzie karnym Bydgoszcz Fordon.

Oczywiście, w toruńskiej "Beczce" już głośno się to komentuje... My natomiast czekamy na oficjalne stanowisko w sprawie losów kapitana M. ze strony rzeczniczki Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.