I w życiu, i na torze nie kończy się przed metą. Bydgoszczanka na podium w MP na Wodach Otwartych

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Czachorowski
Dorota Witt

I w życiu, i na torze nie kończy się przed metą. Bydgoszczanka na podium w MP na Wodach Otwartych

Dorota Witt

- Kiedy pierwszy raz przepłynęłam w jeziorze 1,5 km, powiedziałam: „nigdy więcej”. Ale większy wysiłek to także większa radość, że się udało - mówi Daria Olbińska, brązowa medalistka Mistrzostw Polski na Wodach Otwartych, reprezentująca barwy MKS Astoria Bydgoszcz.

Skąd studentka wydziału Rolnictwa i Biotechnologii UTP wzięła się na Mistrzostwach Polski na Wodach Otwartych?

Na pływanie posłali mnie rodzice, kiedy miałam siedem lat. Usłyszeli o naborze, zapytali, czy chciałabym spróbować. Poszłam na basen i przepadłam. Dość szybko przyszły pierwsze osiągnięcia, pierwsze medale, to dodawało skrzydeł. W tej dyscyplinie to istotne, by zacząć trenować w młodym wieku. Ważne jest wczesne obycie z wodą. Kiedy byłam w gimnazjum, pojawiła się kontuzja barku. Leczenie zajęło kilka miesięcy. Po tym czasie trudno było mi wrócić do regularnych treningów, pojawiła się bariera psychologiczna. Jakoś ją przełamałam, ale kiedy byłam już w liceum, okazało się, że mam bardzo poważne problemy z kręgosłupem. To zresztą typowe dla pływaków – podczas codziennych, długich treningów najbardziej obciążony jest kręgosłup, barki, kolana. Staram się przestrzegać zaleceń lekarza: nie przebywać zbyt długo w jednej pozycji – ani za długo nie siedzieć, ani nie stać, by nie pogarszać sytuacji. A to musiało wpłynąć na wybór dalszej ścieżki kształcenia i przyszłego zawodu. Studiowanie wychowania fizycznego odpadało, także dlatego, że nie chciałam ograniczać swojego rozwoju tylko do jednej dziedziny. Biologia, chemia, matematyka interesowały mnie od zawsze. Wybrałam biotechnologię i choć studiuję na uczelni technicznej, gdzie generalnie przeważają studenci, na moim kierunku studiuje tylko jeden chłopak.

Skoro przez lata trenowała pani na basenie, skąd decyzja o wypłynięciu na otwarte wody. To przecież zupełnie co innego.

Rzeczywiście. Na powrót do sportu namówił mnie kolega, którego znałam jeszcze z podstawówki, widywaliśmy się na zawodach różnego szczebla. Pojechałam z nim do Piecek i spróbowałam. Okazało się, że taki rodzaj pływania też sprawia mi wielką frajdę, choć jest bardziej wymagający niż pływanie w basenie. Dołączyłam do sztafety. Wkrótce byliśmy gotowi na pierwsze starty, które poszły… tak sobie. Zawody Woda Bydgoska i Mistrzostwa Polski w Dąbrowie Górniczej z zeszłego roku potraktowałam jednak jako pouczającą rozgrzewkę przed kolejnymi zawodami. I w tym roku popłynęłam tak, że jestem z siebie zadowolona. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, za rok chciałabym poprawić swój czas. Biorę się więc do trenowania, dopóki temperatura wody pozwoli – na jeziorze, potem przeniosę się na basen, by w maju, może w kwietniu, wrócić na otwarte wody.

W połowie sierpnia w Olsztynie zdobyła pani brązowy medal Mistrzostw Polski na Wodach Otwartych w kategorii młodzieżowców.

Płynęliście w mieszanej sztafecie. Każdy z nas miał do przepłynięcia 1250 m. To bardzo wyczerpujące, zwłaszcza, gdy – jak w tym przypadku – zawody są organizowane na ogólnodostępnym jeziorze, z którego w tym samym czasie bez żadnych ograniczeń korzystają inni ludzie – pływają na motorówkach, rowerach wodnych. Na wodzie tworzyły się duże fale, trudno było nawigować. W pewnym momencie byłam tak poirytowana i zmęczona, że powiedziałam sobie: „wychodzę”. Ale zaraz potem zadziałały umiejętności, które wypracowuje podczas treningów każdy sportowiec: postanowiłam się nie zniechęcać, nie poddawać, pomyślałam, że nie po to tam pojechałam, by kończyć przed metą. „Dasz radę, dasz radę. Tylko uspokój oddech, nawiguj rzadziej” - powtarzałam sobie w myślach. Nie mogłam zawieźć kolegów ani siebie.

Właśnie o tym myśli się, płynąc samemu środkiem jeziora?
W wodzie trzeba myśleć cały czas, trzeba planować każdy swój ruch, bo najważniejszy jest spokój i opanowanie. Zresztą pływanie, może poza tym sprinterskim, sprzyja refleksji. Nigdzie tyle nie rozmyślam, ile w basenie, gdy idę sobie popływać dla przyjemności.

Czym różni się pływanie w basenie od tego na otwartej wodzie?
W basenie podczas nawrotów, pływacy powiedzą: „na ścianie”, można odpocząć. Te sekundy wytchnienia czasem znaczą bardzo wiele. Ale na jeziorze czy w rzece odpocząć nie ma gdzie, nawet jeśli bardzo tego potrzebujemy. Często jesteśmy zdani na samych siebie, bo grupa się rozpłynęła. Poczucie bezpieczeństwa daje to, że w pobliżu jest ratownik na łódce czy w kajaku, a umownym znakiem – prośbą o interwencję, jest odwrócenie się na plecy i zdjęcie czepka. Na zawodach wysokiej rangi raczej się jednak z tego nie korzysta. Sportowcy walczą do końca. Na otwartej wodzie przeszkadzają fale, słońce, które nierzadko świeci prosto w oczy, co utrudnia nawigowanie (pomocne okazują się bojki orientacyjne). Potrzeba maksymalnego skupienia – przez cały czas. Na otwartej wodzie szybciej przychodzi zmęczenie. Kiedy pierwszy raz przepłynęłam w jeziorze 1,5 km, powiedziałam: „nigdy więcej nikt mnie do tego nie namówi”, choć w basenie taki dystans to dla mnie żaden problem. Ale większy wysiłek, większy ból ramion, mięśni, to także większa satysfakcja i radość, że się udało.

Jest pani także ratownikiem wodnym, uczy pani pływać dzieci. Kończy się kolejny sezon – kolejny, w którym słyszeliśmy o tragediach nad wodą. Dlaczego do nich dochodzi, jakie są nasze grzechy główne?
Przede wszystkim bezmyślność. Zwłaszcza rodzice za szybko zapominają, że woda w jeziorze czy morzu jest zdradliwa. Idą z dziećmi na plażę, na której jest ratownik i są przekonani, że wobec tego oni sami są zwolnieni z odpowiedzialności. Tylko że ratownik czuwa nad bezpieczeństwem wszystkich wypoczywających, obserwuje w jednej chwili dziesiątki jeśli nie setki osób. Rodzic może się skupić tylko na swoich dzieciach i powinien cały czas mieć je na oku. Zwłaszcza że nie tylko dzieci, ale i dorośli nie wiedzą, jak zachować się w razie powszechnego niebezpieczeństwa jakim są zwyczajne - wydawało by się - fale, a przede wszystkim fale wsteczne. Kiedy taka fala nas przykryje, często instynktownie zaczynamy walkę z nią, tymczasem trzeba się jej poddać, by za chwilę nas wyrzuciła. Proste, ale wcale nie oczywiste. O tym powinno się mówić w szkołach. Kolejny błąd to wchodzenie do wody po alkoholu. Już wypicie niewielkiej ilości i to na słońcu wpływa na naszą koncentrację, koordynację ruchową, orientację. Wystarczy że zakręci nam się w głowie, kiedy jesteśmy pod wodą i może dojść do tragedii.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.