Hop, hop, z której strony mój chłop? [ROZMOWA O ZWYCZAJACH ŚWIĄTECZNYCH]

Czytaj dalej
Fot. archiwum prywatne
Anna Gronczewska

Hop, hop, z której strony mój chłop? [ROZMOWA O ZWYCZAJACH ŚWIĄTECZNYCH]

Anna Gronczewska

Z Marianną Mońką, etnografem z Muzeum w Łowiczu, o zwyczajach świątecznych rozmawia Anna Gronczewska.

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Jakie są najważniejsze związane z nimi zwyczaje?
Jeśli chodzi o Księstwo Łowickie to nie zapominajmy, że bardzo ważną rolę odgrywały przygotowania do świąt, oczekiwanie na narodzenie Jezusa. Lud dużo dłużej przygotowywał się do świąt niż obecnie.

Jak w takim razie przygotowywano się do Bożego Narodzenia?
Był to czas wyciszenia, uspokojenia. Nie można było używać żadnych instrumentów, wyprawiać hucznych zabaw. W okresie adwentu musiał panować spokój. Organizowano wieczory, które nazywano kądzielokami i pierzawkami. Młode dziewczyny spotykały się w domu jednej z nich. W czasie pierzawki skubało się pierze na poduszki i pierzyny, a podczas kądzieloków przędło nici. Były to bardzo spokojne spotkania, opowiadano baśnie i legendy, przygotowywano też jakiś skromny poczęstunek. Był to też okres zalotów, szczególnie w czasie pierzawki. Bywało, że chłopcy wpuszczali do izby wróbla lub gołębia, by zrobił trochę zamieszania. Poza tym sprzątano dom, odpowiednio go ozdabiano. Akurat nie choinką. Przygotowywano też świąteczne potrawy.

W takim razie, kiedy w naszych domach zaczęto ubierać choinki?
Choinka zagościła w nich dopiero w początkach XX wieku. Przy czym mówię tu o regionie łowickim. Ten zwyczaj przywędrował do nas z Niemiec, od ewangelików. Dlatego na zachodzie Polski pojawiła się wcześniej. U nas na początku XX wieku ubierano ją we dworach. W chłopskiej, księżackiej chałupie pojawiła się jeszcze później.

A jak wyglądała kolacja wigilijna? Dania na niej były postne?
Wigilia była zawsze postna. Jeśli chodzi o potrawy, które pojawiały się na wigilijnym stole, zwłaszcza w Księstwie Łowickim, były znacznie skromniejsze niż te, które dziś jemy. Ryby jedzono z reguły we dworze, a nie w chłopskiej chałupie. Dla regionu łowickiego charakterystyczne były kluski - kłosy.

Czym się wyróżniały?
Ciasto przygotowane na kluski zaplatano w warkocz. Ważne było, aby kluska była jak najdłuższa i nie rozpadła się przy gotowaniu. Nazywano ją tak, bo rzeczywiście wyglądała jak warkocz, kłos. Jeśli gospodyni udało się ugotować długą kluskę, to stanowiło to dobrą wróżbę na przyszły rok - dobre plony.

Co jeszcze podawano na wigilijny stół?
Między innymi wiele różnych kasz, jako symbol obfitości. Podawano dania z kapusty - kapustę z grochem, kapustę z grzybami, także ziemniaki z olejem. Olej stanowił okrasę, ale nadal postną. Jedzono też mak z miodem, pszenicą. Mak również stanowił symbol obfitości.

Na dworach Wigilia wyglądała inaczej?
Na pewno. Pojawiał się karp, inne ryby. Ryby podawano w różnych postaciach. Tak więc we dworach menu było bogatsze, niż w chłopskich chałupach. Choć i tam przygotowywano najlepsze jedzenie na jakie gospodarze mogli sobie pozwolić.

Prezenty przynosił św. Mikołaj?
Jeśli chodzi o tego Mikołaja, którego my znamy, to jego wizerunek został rozpowszechniony dopiero w XX wieku, w latach 30. został wprowadzony przez firmę Coca - Cola. Natomiast jeśli chodzi o święta w regionie łowickim, to raczej nie dawano prezentów lub były one symboliczne.

Jakie?
Na przykład jakieś słodycze, które udało się zdobyć. Upieczone ciasteczka, pierniczki. Czasem prezentem dla całej rodziny było lepsze jedzenie. Tych upominków świątecznych, jakie dziś my znamy, nie rozdawano.

Były jeszcze inne zwyczaje związane z Bożym Narodzeniem?
Okres przygotowań do świąt wiązał się z wróżbami matrymonialnymi. Głównie z poszukiwaniami żony. To chłopak wybierał dziewczynę. Ale istniały też pewne wróżby, które miały przewidzieć zamążpójście dziewczyny. Na przykład przy braniu drewna do rozpalenia w piecu dziewczyna liczyła jego szczapy, mówiąc przy okazji imiona chłopców, którzy się jej podobali. Ostatnie imię oznaczało, że to ten zostanie jej mężem. Był też inny, taki wieczorny zwyczaj.

Jaki?
Dziewczyna wychodziła z domu i krzyczała: Hop, hop, z której strony mój chłop? Wierzono, że nadejdzie z tej strony, z której odpowiedziało jej echo. Oczywiście dzielono się opłatkiem. Dawano go także zwierzętom. Przy czym one dostawały kolorowy opłatek. A gdy gospodarze udawali się na pasterkę odbywały się wyścigi. Ten, który pierwszy z niej wrócił, miał mieć w następnym roku najlepsze plony.

Anna Gronczewska

Jestem łodzianką więc Kocham Łódź. Piszę o historii mojego miasta, historii regionu, sprawach społecznych, związanych z religią i Kościołem. Lubię wyjeżdżać w teren i rozmawiać z ludźmi. Interesuje się szeroko pojmowanym show biznesem, wywiady z gwiazdami, teksty o nich.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.