Emerytowany wojskowy nosi w brzuchu 17-centymetrowe żelazo. Sąd stwierdził winę szpitala w Dębicy i przyznał odszkodowanie

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Plęs
Andrzej Plęs

Emerytowany wojskowy nosi w brzuchu 17-centymetrowe żelazo. Sąd stwierdził winę szpitala w Dębicy i przyznał odszkodowanie

Andrzej Plęs

Gdyby nie nowotwór, pewnie nigdy nie dowiedziałby się, że w trzewiach nosi kawał żelastwa, „pamiątkę” po operacji, jaką przebył dwa lata wcześniej.

Janusz Biruś, wielkie i twarde chłopisko, przez siedemdziesiąt pięć lat przeżył tyle dolegliwości, że przeciętnego śmiertelnika połowa z nich pewnie by zabiła. Emerytowanego zawodowego żołnierza byle sepsa z boreliozą nie zmogą, nowotwór złośliwy na lewym udzie też próbował. Z nierozpoznanym na udzie guzem wybrał się z końcem 2017 r. do dębickiego szpitala. Przyjmujący go lekarz - opowiada pan Janusz - bardziej interesował się jamą brzuszną pacjenta niż guzem, co pacjenta zdziwiło, ale nie protestował, bo w końcu był w rękach fachowca.

Rezonans zaczął buczeć

Tymczasem pacjenta poddano badaniom rezonansem magnetycznym, by potwierdzić, co to za świństwo na udzie narasta. Na Birusiu rezonans zaczął buczeć, po czym zwariował, odczyty były „z kosmosu”, zachodziło podejrzenie, że sprzęt jest w gorszym stanie niż pacjent.

- Lekarz stwierdził, że rezonans na mnie padł, bo może mam w organizmie jakiś metal, w końcu służyłem w wojsku, jakiś odłamek z wojny albo poligonu mógł się zaplątać - opowiada pan Janusz.

- Przyrządem, który mi przypominał wykrywacz min, jeździł mi po plecach, pewnie szukał tego odłamka. Zapytałem, dlaczego z ciężko chorego człowieka robią wariata, ale wydawało się, że on sprawę traktuje poważnie.

Z bezsilnego chwilowo dębickiego szpitala byłego wojskowego wysłano na diagnostykę do szpitala MSWiA w Rzeszowie. A stąd do Centrum Onkologii im. Marii Curie-Skłodowskiej w Warszawie, bo szpital rzeszowski potwierdził, że ten guz to jednak mocno złośliwy nowotwór.

Kawał stali pod pęcherzem moczowym

W centrum zaserwowano mu jeszcze badania tomografem komputerowym. Tomograf „powiedział”, że pacjent nosi nad pęcherzem moczowym kawał stali o wymiarach 168 x 19 x 6 mm więc nie kawałek szpilki, ale kawał żelastwa.

Lekarze zaordynowali amputację nogi i zasugerowali, że po wszystkim trzeba by ten kawał stali usunąć. Jak się pacjent pozbył nogi z guzem, to zaczął się zastanawiać, skąd mu się sztaba stali znalazła w trzewiach.

- Jedyne wyjaśnienie to operacja wycięcia woreczka żółciowego dwa lata wcześniej w dębickim szpitalu - jest przekonany.

Poskarżył się Rzecznikowi Praw Pacjenta, jaką to mu pamiątkę medycy po operacji zostawili. - W ten sposób narazili mnie na bezpośrednie niebezpieczeństwo zagrożenia zdrowia i życia - mówi.

- Po tamtej operacji, schylając się, czułem, że mnie mocno kłuje w brzuchu, ale lekarze tłumaczyli, że po operacji to normalne - opowiada.

W dalszej części artykułu:

Personel nie wykonał u pacjenta szczegółowego badania TK całego ciała, w celu diagnostyki metalowego przedmiotu, oraz zaniechał dalszej diagnostyki zmian nowotworowych.

Pozostało jeszcze 66% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Andrzej Plęs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.