
Bydgoskie pływalnie, co jakiś czas, mają problem z pozyskaniem ratowników wodnych. Niskie zarobki nie zachęcają ich do podjęcia tej odpowiedzialnej pracy.
Niedawno, 30 stycznia z powodu braku ratowników w godz. 8-14 nieczynna była pływalnia „Perła” przy Zespole Szkół nr 19.
- Mamy 7 ratowników, nie wszyscy są na pełnym etacie. Planowane są urlopy, ale gdy ktoś wypadnie z grafiku np. z powodu choroby bardzo trudno znaleźć zastępstwo - mówi Beata Mendry, dyrektor ZS nr 19 w Bydgoszczy. - Jeżeli nie mamy odpowiedniej obsady, nie ma wyjścia - basen trzeba zamknąć. Tak też było w tym przypadku. Bezpieczeństwo to priorytet. Ratownicy jako pracownicy obsługi i administracji szkoły zarabiają najniższą krajową. To nie są duże pieniądze, a odpowiedzialność duża i pewnie, dlatego są trudności z pozyskaniem takich osób do pracy.
Pasjonaci lub studenci
Dyrektorzy bydgoskich szkół, z którymi się skontaktowaliśmy, przyznają, że problem jest im znany.
- Obecnie mamy 15 ratowników, ale większość nie jest na pełnym etacie - mówi Justyna Rościszewska, wicedyrektor IV LO, przy którym mieści się basen „Czwórka”. - Niskie zarobki na pewno nie są magnesem. A tu przez 8 godzin trzeba być bardzo czujnym i maksymalnie skoncentrowanym. Oczywiście, zdarzają się pasjonaci, ale w większości zgłaszają się studenci, którzy chcą sobie dorobić. Osoby mające na utrzymaniu rodziny odchodzą, gdy znajdą lepiej płatną pracę. To zrozumiałe.
Na otwartym 5 listopada ub. roku basenie „Piąta Fala” na Kapuściskach pracuje obecnie 12 ratowników.
- W tym 8 osób jest na pełnym etacie, pozostali na 1/2 lub 1/3 etatu - mówi Leszek Siekierski, dyrektor V LO w Bydgoszczy. - Zgodnie z przepisami, w zależności od wielkości niecki, trzeba zapewnić konkretną obsadę ratowników. Jeśli np. dwóch ratowników bierze L4, a nie ma kogo dać na zastępstwo, trzeba zamknąć nieckę. Oczywiście, takie sytuacje mogą budzić niezadowolenie osób, które chcą akurat skorzystać z basenu, ale tu decydują względy bezpieczeństwa.
Jeszcze pięć lat temu WOPR w Bydgoszczy organizowało corocznie od 5 do 10 kursów na ratownika wodnego. Teraz zaledwie 3.
- Brakuje chętnych - mówi Roman Guździoł, prezes Rejonowego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy. - Jednak nie ma się co dziwić, pensje ratowników wodnych na przyszkolnych pływalniach są mizerne. Nie obrażając nikogo, są porównywalne z zarobkami pań sprzątaczek, a odpowiedzialność ratowników jest ogromna. Kłopoty z obsadą są jeszcze większe latem. W sezonie ratownicy nad morzem mogą zarobić od 3,5 do 4 tys. zł, więc wyjeżdżają. Ci, którzy znają języki obce, jak tylko nadarzy im się okazja pracy np. w Hiszpanii, czy Włoszech także decydują się na wyjazd, bo tam dostaną za pracę nawet 3-4 tys. euro miesięcznie.
Koszty całkiem spore
Warto też dodać, że uzyskanie uprawnień ratownika wodnego wiąże się z kosztami.
- Trzeba samemu opłacić kurs, a to wydatek 1200 zł - mówi Roman Guździoł. - Do tego każdy obowiązkowo musi przejść kurs kwalifikowanej pomocy przedmedycznej, a to koszt 650 zł (trzeba go odnawiać co 3 lata). No i trzeba mieć dwa patenty np. na sternika motorowodnego, instruktora pływania, czy płetwonurka, co wiąże się z kolejnymi kosztami. Robimy, co możemy, by zachęcić do udziału w kursach. Być może, niebawem będę miał dobre wiadomości dla kandydatów na ratowników wodnych.