Czytelnicy: My już mieliśmy tego całego koronawirusa

Czytaj dalej
Fot. Pixabay
Jarosław Miłkowski

Czytelnicy: My już mieliśmy tego całego koronawirusa

Jarosław Miłkowski

Czy w Lubuskiem koronawirusa przechorowaliśmy już wcześniej? Gdy takie pytanie głośno postawił szef szpitala zakaźnego w Gorzowie, Czytelnicy zaczęli opisywać nam przypadki ciężkich chorób, które przechodzili już w grudniu.

- Nie mogłam złapać oddechu. Duszności były okropne. Żadne leki nie pomagały. W nocy miałam potworne dreszcze i myślałam, że umieram. Grypę przechodzimy w rodzinie co roku, ale nigdy nie miałam czegoś takiego jak teraz – napisała nam kilka dni temu Czytelniczka, pani Kamila. Była jedną z kilkudziesięciu (!) osób, które zaczęły dzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat tego, w jaki sposób chorowały kilka miesięcy temu. Zrobiły to po publikacji naszej rozmowy z doktorem Piotrem Dębickim, który kieruje jednoimiennym szpitalem zakaźnym w Gorzowie.
Dr Piotr Dębicki: Koronawirusa przeszliśmy u nas wcześniej?

[sonda]8020[/sonda]

Doktor Dębicki zaczął się głośno zastanawiać, czy to, że w Lubuskiem jest najmniejsza w Polsce liczba osób z koronawirusem, nie wynika może z faktu, że… pojawił się on znacznie wcześniej niż wszyscy wiemy. W Lubuskiem wciąż nie ma nawet 100 stwierdzonych przypadków choroby.

Kaszel był uporczywy

Pacjent zero w Polsce pojawił się w Zielonej Górze 4 marca. Tymczasem, jak mówił nam tydzień temu dr Dębicki, „dało się zauważyć, że w styczniu, w lutym, dużo osób przechodziło jakieś ciągnące się infekcje”.
- One niekoniecznie były nasilone, ale polegały na suchym uporczywym kaszlu, który potrafił trwać miesiąc, one polegały na jakichś stanach podgorączkowych. Jak rozmawiam z lekarzami rodzinnymi, to takich sytuacji było bardzo wiele. Pacjenci przychodzili i opowiadali, że są po jednym antybiobiotyku, po drugim, zastanawiają się nad trzecim i nie wiedzą, jak się wyleczyć. W styczniu i w lutym, było dosyć sporo takich przypadków. Możliwości oznaczania koronawirusa w Polsce mamy dopiero od końca lutego, a że wtedy testy były trudno dostępne, nawet nie było możliwości, żeby to sprawdzić – mówił nam szef gorzowskiego szpitala zakaźnego. Podkreślał, że to jego spostrzeżenie, które nie jest poparte danymi statycznymi.

[polecane]20143658[/polecane]

Koronawirus SARS-CoV-2 wywołuje chorobę o nazwie Covid-19. Najczęściej objawia się ona gorączką, kaszlem, dusznościami czy problemami z oddychaniem. Sporadycznie zdarza się, że choroba dotyka niektóre zmysły.
- Ja to musiałam być pierwszą prawdziwą pacjentką z koronawirusem w Lubuskiem. Węch odebrało mi już dwa lata temu – mówiła jedna z Czytelniczek.

Wirus był w Europie w grudniu

Wirus zaczął się rozprzestrzeniać na świecie jesienią zeszłego roku. W Europie pojawił się on jeszcze w grudniu. Pierwszy zdiagnozowany pacjent we Francji zachorował właśnie pod koniec zeszłego roku.
O „tajemniczych” objawach dostrzegalnych właśnie w grudniu, po publikacji rozmowy z doktorem Dębickim, opowiadali nam też Czytelnicy.
- Nasze dzieci, które nigdy wcześniej nie miały wysokiej temperatury, dostały niezidentyfikowanej gorączki. Temperatura ledwo spadała i znów rosła. Lekarze rozkładali ręce – dzieliła się spostrzeżeniami pani Sylwia.

[polecane]20148294[/polecane]

Opowieść Czytelniczki była podobna do tego, co w kwietniu mówił nam jeden z wyleczonych z koronawirusa pacjentów z północy Lubuskiego. – Temperatura w ciągu dwóch godzin potrafiła mi skoczyć z 37 do 39 stopni Celsjusza i z powrotem – opowiadał.

- Mnie choroba złapała w połowie grudnia. Nigdy w życiu czegoś takiego nie miałem. Dopiero pod koniec stycznia wróciłem do pracy – relacjonował z kolei pan Roman, kolejny z Czytelników.
- Gorączka dochodziła do 40,5 stopnia, miałam duszący kaszel, trzy dni leżałam „plackiem” bez ruchu. Później można powiedzieć, że poszło z górki, bo temperatura spadła, ale gorączka 38 stopni i tak trwała dwa tygodnie – opowiadała z kolei pani Magdalena.

Co zaobserwowali lekarze?

O spostrzeżenia z okresu zimowego zapytaliśmy też lekarzy rodzinnych.
- Owszem, były infekcje ciężkie, ale to nie był koronawirus, a raczej coś podobnego do grypy. Ja swoim pacjentom wypisywałam lek przeciwwirusowy i był na te infekcje skuteczny. Poprawa następowała po kilku dniach, a z koronawirusa wychodzi się przecież długo – mówi nam doktor Elżbieta Płonka, posłanka, która wciąż prowadzi praktykę lekarską (może to robić, bo zrezygnowała z pobierania diety poselskiej). Jak zatem wytłumaczy niewielką obecnie zachorowalność na Covid-19?
- Może to był inny wirus, który dał nam odporność właśnie na koronawirusa? – zastanawia się pani doktor. – Tamtych zimowych infekcji nie porównywałabym jednak z koronawirusem – mówi Płonka.

Owszem, były infekcje ciężkie, ale to nie był koronawirus, a raczej coś podobnego do grypy - mówi doktor Płonka.

[polecane]20143658[/polecane]

- Czasami oczy widzą to, co człowiek chce zobaczyć. By stwierdzić, że w styczniu, w lutym był koronawirus, trzeba mieć dowody – mówi z kolei doktor Paweł Mocny z Zielonej Góry. – Oprócz chorób typowych dla sezonu zimowego nie zauważyłem niczego innego. Nie rzuciły mi się w oczy żadne niestandardowe objawy. Pacjenci przychodzili do gabinetu z takimi samymi, jak co roku - dodaje. Jego zdaniem, gdyby Lubuszanie mieli przechodzić koronawirusa wcześniej niż od marca, to na pewno widoczne byłoby w statystykach. – Odporność stadna wymaga przechorowania 60-70 proc populacji. Trwałoby to tez dłużej niż dwa miesiące. Okupione byłoby to wieloma zgonami. A ich liczba przecież nie wzrosła – przekonuje. - Skoro zimą nie było żadnych obostrzeń, np. w rodzaju kwarantanny czy zakładania maseczek, to zachorowalność ulegałaby zwielokrotnieniu. Byłyby też ciężkie przypadki i większa byłaby śmiertelność – przekonuje zielonogórski doktor. Podkreśla ostrożność wyciągania wniosków nie popartych żadnymi dowodami.

Zgonów było mniej

Jeśli przed marcem ktoś zmarł „na Covida”, dziś jest to już nie do sprawdzenia. Poza tym dane z urzędów stanu cywilnego mówią w większości o tym, że śmiertelność w I kwartale tego roku jest niższa niż rok temu. Inna sprawa, że w zeszłym roku umarło w Polsce 410 tys. osób, najwięcej od kilkudziesięciu lat, a różnica pomiędzy liczbą urodzonych a liczbą zmarłych wynosiła 35 tys. i była największa od II wojny światowej.

[polecane]20125936[/polecane]

Spostrzeżenia doktora Dębickiego potwierdza Janusz Chojnicki, kolejny lekarz z Gorzowa. – Zachorowań i infekcji było zimą zdecydowanie dużo i, co zaskakujące, ciągnęły się one tygodniami. Czy to jednak był koronawirus? Takiej tezy bym nie zaryzykował mówi pan doktor.
- Gdyby Lubuszanie mieli przechodzić koronawirusa, OIOM-y byłyby zapełnione – dodaje doktor Michał Chojnicki, pracujący głównie w Wielkopolsce, ale i w Lubuskiem syn dra J. Chojnickiego.

- Zachorowań i infekcji było zimą zdecydowanie dużo i, co zaskakujące, ciągnęły się one tygodniami - mówi doktor Janusz Chojnicki.

Zostało kilkunastu chorych

Do środy 13 maja w Lubuskiem stwierdzono 92 przypadki zachorowań na koronawirusa. 84 dotyczyły Lubuszan. Osiem pozostałych osób pochodzi spoza regionu, ale to u nas zostali zdiagnozowani, np. gdy przyjeżdżali do rodziny. Z całej grupy wciąż chorych było w środę już tylko 15 osób.
Większość zachorowań odnotowano na południu regionu. Na północy Lubuskiego stwierdzono dotychczas łącznie… dziesięć przypadków. W szpitalu w Gorzowie, w którym przygotowano 200 łóżek, było do tej pory… dwóch pacjentów, których trzeba było hospitalizować.

Testować - testujemy

Argument, że niewielka liczba chorych wynika z niewielkiej liczby testów raczej odpada.
- Łącznie wymazy były pobrane od około 1,5 tys. osób. Biorąc pod uwagę, że populacja w Gorzowie i okolicy to około 150 tys. osób, to całkiem dużo – mówił nam kilka dni temu dr Dębicki.

[polecane]20085830[/polecane]

Do tego tygodnia w Lubuskiem przetestowano ok. 8 tys. osób. Dlaczego więc zachorowalność jest u nas niska? Mówi się, że to przez gęste zalesienie i brak metropolii. Uważa się też, że zwyczajnie potrafimy o siebie zatroszczyć.
- Za kilka lat na to pytanie będzie się pewnie odpowiadać w obszernych doktoratach – mówił nam niedawno Jan Bodnar z Głównego Inspektoratu Sanitarnego.

Na grypę też rzadziej chorujemy

O to, czy możliwe jest, że na Covid-19 zachorowaliśmy w Lubuskiem już wcześniej, zapytaliśmy w wojewódzkim sanepidzie. – Nie posiadamy wiedzy na ten temat. Analiza danych statystycznych wskazuje, że w I kwartale tego roku na terenie województwa było o 5794 mniej podejrzeń i zachorowań na grypę lub choroby grypopodobne – informuje doktor Dorota Konaszczuk, lubuski inspektor sanitarny.
Od stycznia do marca zeszłego roku były 26 373 przypadki. W tym roku było ich 20 579.

[polecane]20098822[/polecane]

Tajemnicy fenomenu Lubuskiego nie rozwiązały też badania w szpitalu w Gorzowie. Po tym, gdy teoria, że Lubuszanie przeszli już Covid-a stała się coraz głośna, władze gorzowskiej lecznicy postanowiły sprawdzić, czy w organizmach ludzkich są przeciwciała. Przy okazji testowania ponad 1 tys. osób personelu medycznego w szpitalu wytypowano 150 osób, które były najbardziej narażone na zakażenie. Ich testy sprawdzono pod kątem obecności przeciwciał. Gdyby były, oznaczałoby to, że dany badany przeszedł już wirusa. W żadnej z próbek przeciwciał jednak nie znaleziono.

Dlaczego więc w Lubuskiem jest najmniejsza zachorowalność na koronawirusa, wciąż nie wiadomo...

Czytaj również:
Dr Piotr Dębicki ze szpitala zakaźnego w Gorzowie: - Może przechorowaliśmy koronawirusa wcześniej?

Jarosław Miłkowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.