Piotr Sawczuk

Basia Piekut: Ta praca jest spełnieniem moich marzeń

- Moja moda jest kobieca, autorska, romantyczna, klasyczna z nutą awangardy, pełna przykuwających uwagę szczegółów - mówi Barbara Piekut Fot. Archiwum prywatne MO.YA Fashion - Moja moda jest kobieca, autorska, romantyczna, klasyczna z nutą awangardy, pełna przykuwających uwagę szczegółów - mówi Barbara Piekut
Piotr Sawczuk

Rozmowa z białostocką projektantką Barbarą Piekut, twórczynią marki MO.YA fashion

Właśnie mija 8 lat od kiedy światło dzienne ujrzała Twoja pierwsza kolekcja. Pamiętasz tamten czas? Gdzie i jak odbyła się ta prezentacja?

Barbara Piekut:
Osiem lat temu rozpoczęłam prace nad swoją pierwszą kolekcją. Postanowiłam zrealizować swoje marzenie, nie zastanawiając się nad ujęciem tego w biznes, nie myślałam o tym w kategoriach zarobkowych, nie przeliczałam, czy mi się to opłaci. Dziś, z perspektywy czasu cieszę się, że właśnie tak się to odbyło, bo gdybym dłużej wszystko analizowała, mogłabym się nigdy nie odważyć wystartować w tak trudnej branży. Czasem trzeba chyba podążyć za głosem serca i dać sobie szansę na zrobienie czegoś, o czym marzyło się od dawna… I tak oto po wielu latach rysowania do szuflady, za naprawdę skromne oszczędności kupiłam tkaniny i tak zaczęła powstawać moja pierwsza kolekcja, którą dziś wspominam z szerokim uśmiechem na twarzy, bo od tamtej pory tak wiele rzeczy się zmieniło, wiele się wydarzyło - dziś już jestem w ogóle w innym miejscu- miło sobie przypomnieć, jak się to wszystko zaczęło… Po kilku miesiącach pracy zaprezentowałam swoje sukienki na styczniowym Balu Sportu w Hotelu Gołębiewski w Białymstoku. Wszystkie modele odszyłyśmy w moim rozmiarze, żeby w najgorszym wypadku zostać z kilkunastoma nowymi sukienkami w szafie. Kolekcja się jednak spodobała, w szafie nic nie zostało, a ja zaczęłam prace nad kolejną, później następną i tak w tym roku mija osiem lat - aż samej trudno mi w to uwierzyć…

Co skłoniło Cię, żeby życie zawodowe skierować na tor wyrysowany ołówkiem i zszyty nicią?

Urodziłam się i wychowałam w Łapach pod Białymstokiem - zawsze lubiłam się uczyć i ciężka praca nie była dla mnie czymś obcym - naturalną koleją rzeczy było pójście do dobrego liceum, a później na studia prawnicze, o których mówiłam już jako dziecko. Chociaż moda od zawsze była moją pasją, jednak projektant mody jako zawód nie istniał w moim światopoglądzie. Moi rodzice całe życie ciężko pracowali, by wykształcić swoje dzieci, moda była dla mnie bardziej rozrywką, sposobem na wyrażenie siebie, nigdy wcześniej nie myślałam o niej w kategoriach zawodowych, do głowy by mi nie przyszło, że można tym zarabiać na życie. Dlatego też chyba gdy w liceum zaczęłam brać pod uwagę ASP, jako kierunek studiów, tata szybko wybił mi z głowy moje „wymysły” podając z 10 solidnych powodów, dla których studia prawnicze są gwarancją dobrej, bezpiecznej przyszłości- godnej płacy bez przesiadywania nocami przy maszynie do szycia. I tak oto z absolwentki I LO stałam się studentką prawa na UwB, cały czas rysując do szuflady i projektując sobie i koleżankom sukienki na większe wyjścia. Uwielbiałam second handy za niepowtarzalność ubrań, które można tam było znaleźć i z pasją oddawałam się przerabianiu ich, by stworzyć coś, czego nikt nie będzie miał. Teraz z perspektywy czasu widzę w tych moich niewinnych zabawach z modą swoje początki - pasję, która była tak silna, że musiała dać o sobie znać i dojść w końcu do głosu. Już na studiach pracowałam zawodowo, także w momencie obrony pracy magisterskiej niewiele się zmieniło w moim życiu- mój tydzień w pracy miał nadal dni pięć, wstawałam co dzień o tej samej porze, dni mijały niezauważone i choć sama praca była interesująca, coraz częściej jednak czułam, że coś mnie omija, że nie jest to moja droga i muszę coś zmienić. Postanowiłam pójść na warsztaty projektowania z Grażyną Hase w ramach Fashionable East i tam chyba wszystko wywróciło mi się do góry nogami. To pani Grażyna widząc moje projekty przekonała mnie, że nigdy nie jest za późno, by pójść za głosem serca i zacząć realizować swoją pasję. Nie zastanawiając się długo postanowiłam wyjść ze swojej strefy komfortu i odszyć rysowane do szuflady projekty sukienek. Zrobiłam to dla siebie, bez rozpisywania skrupulatnego biznesplanu, działałam intuicyjnie - podążałam za głosem serca, nie rozsądku. I tak oto wypłynęłam moją malutką tratwą na nieznane wody - z dnia na dzień ucząc się, jak wiosłować. Nie myślałam o celu mojej podróży - cieszyłam się z samego faktu, że płynę…

Wśród projektantów słyniesz ze swojego zamiłowania do haute couture.

Od początku wiedziałam, że nie zamierzam udawać kogoś, kim nie jestem - kocham haute couture, moja moda ma w sobie błysk, blask i fajerwerki (śmiech). A tak zupełnie na poważnie, to uwielbiam ręcznie tworzone aplikacje, biżuteryjne tkaniny, pióra i cekiny - oczywiście nie wszystko naraz w jednej sukni (a przynajmniej nie zawsze). Nie jestem fanką dekonstrukcji, klasyka zawsze broni się najlepiej - ja nie przebieram moich klientek - ubieram je wydobywając z nich to co najlepsze i dodaję im nieco blasku. W pracowni MO.YA fashion powstają głównie suknie ślubne oraz takie na specjalne okazję - w tych klimatach czuję się najlepiej, bo mogę „wyżyć się” artystycznie! Dzięki temu, że moje suknie ślubne w większości tworzone są ręcznie, są nie do podrobienia 1:1 i to czyni je tak wyjątkowymi, za to klientki cenią mój styl, żartując czasem, że „koronka” to powinno być moje drugie imię. Myślę, że to właśnie cenią sobie we mnie moje klientki, które po swoją wymarzoną suknię ślubną przyjeżdżają czasem z bardzo daleka- mam czasami panny młode z Austrii, Belgii, Islandii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, czy USA i dla każdej z nich suknie powstają tutaj, w Białymstoku.

W sukniach Twojego projektu chodzą też gwiazdy...

Współpraca z gwiazdami niczym się nie różni od projektowania dla moich klientek - do wszystkich projektów podchodzę zawsze tak samo - staram się dać z siebie 100 proc. Jedyna rzecz, która je różni to często sam charakter sukni - ta na czerwony dywan musi być spektakularna, mniejszy nacisk kładzie się na jej użytkowość, mogę więc pozwolić sobie na większą awangardę, nutę szaleństwa, puścić wodze wyobraźni… Pierwszą gwiazdą, z jaką miałam przyjemność współpracować była Justyna Steczkowska , wielka diwa polskiej sceny muzycznej. Projektowałam jej wiele sukni, jednak najważniejsza była ta na występ z Jose Carrerasem - gdy Justyna do mnie zadzwoniła i powiedziała o tym koncercie, łza popłynęła mi po policzku - nie mogłam uwierzyć, ze spotkał mnie taki zaszczyt. Podczas koncertu myślałam, że serce mi zaraz wyskoczy - widok mojej sukni na scenie to było spełnienie marzeń! Byłam ogromnie wdzięczna artystce za to wyróżnienie, nie spodziewając się nawet, co może wydarzyć się kilka miesięcy później, gdy Justyna Steczkowska występowała z koncertem muzyki cygańskiej w OiFP w Białymstoku. Zaprosiła mnie tam kilka tygodni wcześniej, prosząc, bym przyszła koniecznie, ale jako że był to środek tygodnia, o mały włos bym nie zdążyła!

Pozostało jeszcze 50% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Piotr Sawczuk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.