Balaton w mieście nad rzeką. Czy potrzebne jest tu kąpielisko?

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Czachorowski/archiwum
Jarosław Reszka

Balaton w mieście nad rzeką. Czy potrzebne jest tu kąpielisko?

Jarosław Reszka

Pierwszy raz odwiedziłem Węgry, gdy miałem siedem latek. W czasach PRL-u wyjazd za granicę sam w sobie był wielkim wydarzeniem. A co dopiero do kraju, który z nami nie graniczy i ma atrakcję dumnie przez Madziarów zwaną „węgierskim morzem”. Do dziś pamiętam moje rozczarowanie, gdy znalazłem się nad taflą wody bez śladu zmarszczki, o falach nie wspominając, do której prowadził podmokły trawnik. W wodzie zaś można było iść i iść, mając ją niewiele wyżej niż do gumki dziecięcych majteczek. Po co o tym piszę?

Bo ten obrazek stanął mi przed oczami, gdy przeczytałem o planach reaktywacji Balatonu, ale nie na Węgrzech, tylko na Bartodziejach. I ten dzielnicowy Balaton zachowałem wprawdzie w pamięci, lecz z lat późniejszych i miesięcy srogiej zimy. Pamiętam, jak ślizgam się po zmrożonej tafli z moją ówczesną dziewczyną, i są to wspomnienia bardziej przyjemne niż to z okolic Siofok czy Tihany. Ale, jak mówię, z zimy, bo w wodzie czynnego w tym miejscu latem kąpieliska nawet jako postrzelony nastolatek nie odważyłem się zanurzyć.

Na kolana nie rzuca mnie też to, co miasto bierze pod uwagę w ramach zakończonego niedawno zbierania ofert na ponowne zorganizowanie kąpieliska w tym miejscu. Myślę, że wymagania współczesnych Polaków są większe, niż te które miał nasz rodak w czasach późnego Gierka. Wiem, że po likwidacji w mieście wszystkich basenów pod chmurką głód otwartego kąpieliska jest spory. Ale podejrzewam, że ludziom nie chodzi już tylko o w miarę bezpieczne wejście do wody i hangar, w którym będzie można wypożyczać leżaki. Nie jestem też przekonany, że dziura po dawnej cegielni, zasilana wyłącznie deszczówką spływającą z sąsiednich wieżowców, dobrze zniesie inwazję siusiających gdzie popadnie malców czy amatorów dużego z pianką. Że co, że straż miejska wyeliminuje nad Balatonem takich delikwentów? Chciałbym w to uwierzyć…

Najbardziej wszak dziwią mnie zabiegi wokół uruchomienia kąpieliska na Bartodziejach w kontekście promocji rozwoju Bydgoszczy jako miasta nad rzeką. Brda w ostatnich latach stała się czysta - śmiem twierdzić, że bardziej niż Balaton na Bartodziejach czy inne okoliczne glinianki. Parę lat temu musieliśmy pożegnać się z planami uruchomienia kąpieliska na Wyspie Młyńskiej - jeśli dobrze pamiętam z przyczyn ściśle biurokratycznych. Szkoda, myślę, że byłby to prawdziwy przebój lata. Ale wtedy dużo też mówiło się o centrum rekreacyjnym przy torze regatowym na Brdyujściu. Co się z tymi planami stało? Miasto przeliczyło się z siłami?

Eleganckie bulwary nad Brdą, zgodnie z zapowiedziami, mimo chudszego budżetu, będą w najbliższych latach budowane. Powstaną także na wysokości Bartodziejów. Nie lepiej byłoby więc urządzić kąpielisko na rzece, w miejscu, do którego prowadzić będzie bezpieczny trakt pieszy i rowerowy, w pobliżu którego łatwiej też pewnie byłoby urządzić parking i postawić pawilony małej infrastruktury usługowo-handlowej? Pamiętam, że kiedyś mówiło się o ożywieniu tzw. Wyspy Wisielca na Brdzie, pomiędzy Kapuściskami i Bartodziejami, w pobliżu kartodromu... Kąpielisko nad Brdą nie byłoby wreszcie hałaśliwym utrapieniem, jakim zapewne stanie się Balaton, gdy ściągną doń dziesiątki, a w upalne dni pewnie i setki ludzi.

Jak trudno dziś rozpoznać potrzeby i oczekiwania ludzi, pokazuje też smutna historia sklepu niedaleko od Bartodziejów, dumnie nazwanego Smart Outlet Center. Obiekt przy ul. Fordońskiej miał stać się mekką tanich zakupów towarów znanych, międzynarodowych marek. Wydawało się, że pomysł skazany jest na sukces. Tymczasem po dwóch latach funkcjonowania ledwie wiąże koniec z końcem. Ostatnio groziło mu nawet odcięcie wody za zaległości względem wodociągów. Gwoździem do trumny Smart Outlet Center stały się ponoć złe relacje z najemcami, którzy często mają swe specyficzne wymagania. I trzeba je spełniać, bo w przeciwnym wypadku najemca się wycofuje.

Gdy czytałem o tym, przypomniałem sobie plany innego centrum outletowego, które miało powstać w Galerii Glinki, przy wylotówce na Inowrocław. Otwarcie zapowiadano przez dwa lata. W międzyczasie z otoczenia hiper-marketu Carrefour, który dominuje w galerii, zniknęli dosłownie wszyscy mniejsi najemcy. Dziś wejście do galerii przypomina teren po wojennej ewakuacji. Centrum outletowe nie powstało i raczej już tam nie powstanie.

Jarosław Reszka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.