Agata Blachowska: - Codzienny rasizm sprawia ból. Don't Call Me Murzyn

Czytaj dalej
Fot. Z archiwum A. Blachowskiej
Dorota Witt

Agata Blachowska: - Codzienny rasizm sprawia ból. Don't Call Me Murzyn

Dorota Witt

Agata Blachowska pracuje w Londynie, jej córka, Sara Alexandre, studiuje stomatologię w Łodzi. Sara jest mulatką, pół Polką, pół Angolanką. Urodziła się w Toruniu. Tu obie próbowały przez lata normalnie żyć. Było różnie. - Znajomi doradzali mi aborcję. Przekonywali, że decydując się na dziecko z czarnoskórym mężczyzną, narażam je na niebezpieczeństwo - wspomina Agata Blachowska.

Kiedy dowiedziała się pani, czym jest rasizm?

Sara Alexandre: W przedszkolu, gdy miałam pięć lat. Pamiętam, że bawiliśmy się na podwórku. Stał tam domek do zabawy. Moja koleżanka z grupy weszła do niego, ja też chciałam. Ale zamknęła mi drzwi przed nosem i powiedziała: „Murzynków nie wpuszczamy". Byłam w szoku. Czułam ból, rozczarowanie. Nie miałam pojęcia, dlaczego to zrobiła. Dziś dalej nie rozumiem: przecież dla kilkuletnich dzieci takie różnice jak kolor skóry, narodowość, płeć nie powinny mieć znaczenia, powinny być niezauważalne.

Agata Blachowska: Też dobrze pamiętam tamtą sytuację. Wstrząsnęła mną także dlatego, że znałam mamę tej dziewczynki. Nie spodziewałabym się, że właśnie ona zaniedba edukację swojego dziecka na tyle, że ono będzie próbowało wykluczyć z zabawy inne tylko dlatego, że z jakiegoś powodu różni się od większości. Poszłam na rozmowę do dyrekcji przedszkola, chciałam się skontaktować z nauczycielką, będącą wtedy na placu zabaw z dziećmi. Okazało się, że nikt nie wie, która z pań akurat wtedy pracowała... Zaproponowałam dyrekcji przedszkola, że poprowadzę (za darmo) zajęcia edukacyjne z szeroko pojętej tolerancji dla kadry i dzieci. Nie skorzystano z tej propozycji.

Jak żyło się w Toruniu ponad 20 lat temu młodej dziewczynie, która związała się z czarnoskórym mężczyzną, studentem UMK, a potem - jakby tego było mało - zaszła w ciążę?

Agata: Od początku byliśmy narażeni na rasistowskie ataki. Nie kończyło się na wyzwiskach i niewybrednych żartach. Pamiętam pewien wieczór, akurat szliśmy na czyjeś urodziny. Na terenie miasteczka akademickiego zaczepiła nas grupka chuliganów. Poszarpali ubranie Faustino. Wyzywali go. Choć wokół byli ludzie, nikt nie ruszył nam z pomocą. Kiedy powiedziałam mojej najbliższej przyjaciółce, że chcę być z Faustino, usłyszałam „wybieraj: albo on, albo ja". Nasza przyjaźń się rozpadła. Na jakiś czas, bo potem wszystko się odmieniło. Moja przyjaciółka poznała Faustino i uprzedzenia prysły. Mieszkałam w ogromnym bloku na jednym z toruńskich osiedli. Wokół było mnóstwo sąsiadów, z którymi utrzymywałam relacje. Część z nich przestała mnie znać, kiedy zamieszkałam razem z ojcem mojej córki. Zaczęli znów odpowiadać mi „dzień dobry" po latach, gdy zostałyśmy same, a ojciec Sary się wyprowadził. Wtedy też zaczęli nagle zachwycać się urodą Sary. Nic jednak nie zmieni tego, że do dziś się o nią boję. Do znudzenia przestrzegam, by nigdzie wieczorami nie chodziła sama, by zawsze towarzyszyli jej przyjaciele...

Sara: Każda mama tak mówi!

Agata: Każda, ale ja drżę o ciebie nie tylko z powodu zwykłej, matczynej troski. Mam poczucie, że skoro powołałam cię do życia, moim obowiązkiem jest cię chronić. Bo - choć na początku nie byłam do końca świadoma zagrożenia - to ja w jakimś sensie naraziłam cię na nieprzyjemności. Wiedziałam przecież, że będziesz mulatką. Mogłam więc przewidzieć, że przez to będzie ci w życiu ciężko. Byli wśród moich znajomych tacy, którzy - na wieść o ciąży - doradzali mi aborcję, mówiąc, że narażam swoje dziecko na niebezpieczeństwo, że będzie wytykane palcami, obrażane, dyskryminowane. Inne.

Nie pani odpowiada za zachowania rasistowskie innych!

Agata: Dziś jest chyba jeszcze gorzej. Społeczeństwo w kraju staje się coraz radykalniejsze. Politycy mówią o jakimś wzorze prawdziwych Polaków...

Sara: A ja się z tym nie zgadzam. Nie dostrzegam, by rasizm w Polsce się nasilał. Dziś nie chcę już walczyć z tym samym, z czym przed laty zmagał się mój ojciec. Nie chcę też, by przez to samo co ja przechodził mój młodszy brat. Ale żeby rasizm zniknął, trzeba edukować, dlatego nie chcę już skupiać się na tym, co złe: na agresji, wyzwiskach, dyskryminacji. To było, jest, rani. Ale tych obrzydliwych, krzywdzących aktów dopuszcza się moim zdaniem garstka osób. Za tymi obraźliwymi słowami stoi często niewiedza, lęk. Spróbujmy więc porozmawiać inaczej. O edukacji.

Właśnie, edukacja. Każde polskie dziecko uczy się już w przedszkolu wiersza „Murzynek Bambo w Afryce mieszka"...

Sara: Nie znoszę go! Ale takich lektur jest więcej. „W pustyni i w puszczy" to idealny przykład książki, która utrwala stereotypy o czarnoskórych. Staś i Nel wypowiadają się zawsze nienaganną polszczyzną, podczas gdy czarnoskórzy bohaterowie komunikują się tak: „Kali jeść, Kali pić". Ile razy po lekcjach polskiego, na których omawialiśmy tę powieść, dzieci krzyczały tak za mną na korytarzu... Nauczycielka nie zwróciła nam uwagi na to, że przecież wszyscy bohaterowie musieli mówić po angielsku, żeby się ze sobą dogadać. A to byłby idealny pretekst do przeprowadzenia lekcji na temat tolerancji, dyskryminacji, świetna okazja, by powiedzieć uczniom, czym jest rasizm, czym było niewolnictwo. I do czego dziś może prowadzić segregowanie ludzi na lepszych i gorszych.

Agata: Potrzebna jest edukacja przeciw wszelkiej dyskryminacji. Każdy może jej doświadczyć. Jako Polka na emigracji wielokrotnie odczułam dyskryminację ze względu na pochodzenie z Europy wschodniej.

Studiuje pani stomatologię w Łodzi. Tam też jest pani dyskryminowana?

Sara: Słyszę nieprzyjemne docinki, ale nie od wykładowców, a raczej od kolegów. Uniwersytet Medyczny w Łodzi to otwarta uczelnia, przyjmuje bardzo dużo zagranicznych studentów. Dobrze mi tam. Ale jednak ciemnoskórych jest niewielu. Czasem zdarza się, że jesteśmy traktowani jak małpki w klatce: ciekawe okazy, jednorożce, którymi warto się zainteresować. Słyszę niekiedy pytania: „w Afryce też tak macie?" - a w domyśle: tam takie rzeczy pewnie nawet nie dotarły. I nieważne, że urodziłam się w Polsce, wychowałam w Toruniu. Wszystko przez to, że w Polsce nie ma dyskusji w przestrzeni publicznej na temat czarnoskórych.

Jak reaguje pani na tę agresję?

Sara: O czarnoskórych często mówi się, że mają do siebie duży dystans, potrafią śmiać się z żartów na swój temat. Nieprawda. To maska. Poza. Teatr odgrywany tylko po to, by nie zostać zranionym jeszcze silniej. I by przypodobać się innym - każdy z nas ma przecież potrzebę przynależności do grupy. Wiele czasu minęło, zanim zrozumiałam, że nie muszę tego akceptować, że powinnam się przeciwstawić, mówić otwarcie, co mnie boli, nie dawać zgody na obrażanie mnie i moich przyjaciół. To, co każdy może zrobić dla osób dyskryminowanych, to stanąć po stronie obrażanego w naszej obecności człowieka. Czasem wystarczy powiedzieć: „nie chce, żebyś tak do niego mówił, nie życzę sobie, byś obrażał mnie i moich znajomych".

Agata: Pamiętaj, że możesz tak reagować tylko w sytuacji, kiedy jesteś względnie bezpieczna, kiedy wiesz, że nie grozi ci fizyczny atak...

Sara: Jasne, że grupie wyrostków atakujących mnie gdzieś na przystanku nie zaczęłabym tłumaczyć, że jesteśmy równi. Raczej starałabym się jak najszybciej wymiksować z tego towarzystwa. Ale w środowisku studentów rzeczowa, szczera rozmowa da rezultaty. Zwłaszcza, że jakieś 7 na 10 przejawów rasizmu to właśnie przemoc werbalna. Wtedy zdecydowanie warto reagować - w obronie siebie i innych.

Po to rozpoczęła pani z czarnoskórymi koleżankami, Polkami, dyskusję na ten temat w mediach społecznościowych? Po to właśnie nagrałyście rozmowę, w której pokazujecie waszą perspektywę?

Sara: Okazuje się, że wiele doświadczeń mamy wspólnych, poczułyśmy się w obowiązku, by powiedzieć jasno: nie jest ok. Rasizm to też europejski, polski problem.

Wielu myśli, że „takie” rzeczy dzieją się tylko w Stanach...

Sara: Śmierć George'a Floyda w wyniku brutalnego zachowania policjantów uruchomiła lawinę protestów, dyskusji, manifestacji na całym świecie. Kiedy skomentowałam w mediach społecznościowych tę sytuację, zaczęłam dostawać wiadomości od znajomych i nieznajomych. Pisali: „To nie twoja sprawa, to ciebie nie dotyka. Po co się wtrącasz?". Albo: „Floyd był przestępcą, o co tyle szumu?!". Zatem tak powinno działać państwo prawa: jeśli ktoś zrobił coś złego, policja może go zamordować na ulicy? Ja się na to nie godzę. Mój brat doświadcza przemocy fizycznej. Kiedy myślę o tym, co zdarzyło się za oceanem, myślę o nim. Mnie nigdy tak brutalnie nie zaatakowano, ale różnica jest tylko taka, że miałam szczęście urodzić się w Polsce.

O czarnoskórych często mówi się, że mają do siebie duży dystans, potrafią śmiać się z żartów na swój temat. Nieprawda. To maska. Poza. Teatr odgrywany tylko po to, by nie zostać zranionym jeszcze silniej.

„Don't Call Me Murzyn" - to hasło kampanii, którą z przyjaciółkami prowadzi pani w sieci. Niektórzy Polacy twierdzą, że to nie jest obraźliwe słowo.

Sara: Chcemy to jasno rozstrzygnąć. Piszemy petycje do różnych instytucji mających wpływ na normy językowe w polszczyźnie. Bo ci, którzy uważają, że słowo „Murzyn" nie powinno nas obrażać, często powołują się na słownik, a tam znajdują, że to neutralne określenie. Proszę za każdym razem taką osobę, by przytoczyła mi wszystko, co jest w tym słowniku pod hasłem „Murzyn". I szybko okazuje się, że owszem, słowo „Murzyn" stosuje się dla określenia osoby czarnoskórej i że według niektórych językoznawców jest neutralne. Ale zaraz potem czytamy, że to słowo niesie inne znaczenia: „Murzyn" to człowiek anonimowo wykonujący pracę za kogoś, osoba zmuszana do ciężkiej pracy. Nadal brzmi neutralnie? Nigdy nie słyszałam: „o Murzynie, jaki jesteś piękny". Słyszałam za to: "jesteś sto lat za Murzynami" i „Murzyn może odejść" albo "Kobieta Murzynem Europy". Tego wyrazu używa się po to, by obrazić. I tylko po to. Bez niego język polski naprawdę nie będzie uboższy.

#Don'tCallMeMurzyn

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.