Paweł Stachnik

Koniew w Krakowie. Ani miasta nie ocalił, ani na cokole długo nie postał

Koniew w Krakowie. Ani miasta nie ocalił, ani na cokole długo nie postał
Paweł Stachnik

Przez ponad 40 lat PRL budowano fałszywy mit „genialnego manewru” sowieckiego wodza, ale z pomnikiem Iwana Koniewa komuna się spóźniła. Przetrwał niespełna cztery lata.

Była zimowa środa 9 stycznia 1991 r. Na ulicy Iwana Koniewa robotnicy zabierali się za demontaż pomnika sowieckiego marszałka. Posąg usuwała ekipa z Przedsiębiorstwa Robót Technicznych w Gliwicach. Tego samego, które niemal cztery lata wcześniej, w 1987 r., montowało monument. Przez otwór w plecach Koniewa robotnicy dostali się do wnętrza spiżowej figury i tam odkuli zaczepy. Odłączyli też od korpusu wyciągniętą prawą rękę, która przeszkadzałaby w transporcie.

Następnego dnia przystąpiono do operacji podniesienia i załadowania 11-tonowej figury. W sukurs marszałkowi ZSRR przyszła stacjonująca jeszcze w Polsce Północna Grupa Wojsk Radzieckich. Dowodzeni przez płk. Aleksandra Paszinkowa sołdaci przywieźli do Krakowa czołgową naczepę, na której z niemałym trudem złożono w dwóch częściach (osobno korpus, osobno rękę) figurę dwukrotnego Bohatera Związku Radzieckiego. Duży dźwig, którym przeniesiono Koniewa, wypożyczył Mostostal. Gdy wszystko było już gotowe, a sam posąg zabezpieczony na naczepie, kolumna radzieckich pojazdów z leżącym na boku marszałkiem wyruszyła w kierunku Olkusza. Tak wyglądał koniec krakowskiego pomnika Iwana Koniewa. A jaki był jego początek?

Mit manewru

Podczas wojny Koniew dowodził 1. Frontem Ukraińskim. W styczniu 1945 r. nacierał znad Wisły w kierunku Krakowa. Zdobycie dużego miasta dodawało prestiżu, więc rywalizował na tym polu z dowódcą 4. Frontu Ukraińskiego gen. Iwanem Pietrowem. Niemcy tymczasem ogłosili Kraków twierdzą i zamierzali bronić go, jak długo się da. Wybudowali liczne pozycje obronne na wschód od miasta, a w samym Krakowie rozmieścili zapory przeciwczołgowe, stanowiska karabinów maszynowych i schrony. Koniew nie zamierzał jednak atakować Krakowa od wschodu, czyli od najbardziej umocnionej strony, lecz postanowił obejść miasto i zaatakować od strony zachodniej. Radzieckie oddziały uderzyły więc od północnego-wschodu i północnego-zachodu. Zaskoczeni Niemcy zrezygnowali z obrony i wycofali się do Podgórza, a następnie w kierunku Śląska.

Walki o Kraków trwały od 18 do 21 stycznia i nie były specjalnie ciężkie. Jednak po wojnie nowe władze upowszechniały propagandowy mit Koniewa-wyzwoliciela i jego „genialnego manewru, który ocalił Kraków”. Marszałek miał tak zaplanować i przeprowadzić operację, by naszpikowane zabytkami miasto zostało zdobyte szybko i bez zniszczeń. Twierdzono, że radzieccy saperzy, przy udziale polskiego podziemia, rozminowali Kraków i Niemcom nie udało się go wysadzić. Już w kronice filmowej z 1 lutego 1945 r. padły słowa o ocaleniu miasta przez Armię Czerwoną. Później elementami budującymi legendę były: wydana w 1970 r. i wielokrotnie wznawiana książka Ryszarda Sławeckiego „Manewr, który ocalił Kraków” (Ministerstwo Oświaty i Wychowania zalecało ją jako lekturę w ósmej klasie szkoły podstawowej), książeczka z MON-owskiej serii Żółty Tygrys, pt. „Ocalić miasto”, film fabularny z 1976 r. pod tym samym tytułem oraz publikowane w rocznicę wydarzeń okolicznościowe artykuły. „Uratowanie Krakowa było możliwe tylko dzięki starannie przygotowanej operacji, w oparciu o informacje przekazywane przez radziecką grupę wywiadowczą »Głos« współdziałającą z polskim ruchem oporu i dzięki zastosowaniu manewru oskrzydlającego oraz szybkości działań wojsk 1. Frontu Ukraińskiego” - czytamy w książce Sławeckiego.

Hołubiono Koniewa. Zapraszano go do Krakowa, gdzie zresztą chętnie przyjeżdżał i odwiedzał m.in. Nową Hutę. W 1955 r. przyznano mu tytuł Honorowego Obywatela Krakowa. Stał się patronem ulicy i liceum, a Rada Państwa nadała mu Krzyż Wielki Orderu Wojennego Virtuti Militari „za wyzwolenie i ocalenie Krakowa”.

Śląsk ważniejszy

Jaka była prawda o „wyzwoleniu” Krakowa? Według ustaleń historyków, Koniew w 1945 r. wcale nie brał pod uwagę historycznego znaczenia miasta, jako pełnej zabytków dawnej stolicy Polski. Badania prof. Henryka Stańczyka z Wojskowego Instytutu Historycznego (przestudiował radzieckie dokumenty) wykazały, iż wbrew peerelowskim mitom marszałek nie zamierzał oszczędzać miasta. Manewr obejścia podyktowany był po prostu chęcią jak najszybszego i jak najłatwiejszego zdobycia ośrodka niemieckiego oporu. Losem mieszkańców i zabytków dowódca 1. Frontu Ukraińskiego się nie przejmował. - Analiza dokumentów wojskowych pokazuje, że nieprawdą jest, jakoby nie planowano użycia lotnictwa, artylerii i nie zamierzano bombardować Krakowa. 59. Armia dostała nawet dywizję artylerii przełamania przed atakiem na Kraków, co dowodnie świadczy o zamiarach Rosjan - mówił prof. Stańczyk „Dziennikowi Polskiemu”. Sowieckie bombardowania lotnicze przyczyniły się zresztą do sporych zniszczeń, m.in. na Wawelu. Stosunkowo łatwe zdobycie Krakowa wynikało z faktu, że Niemcy nie zdecydowali się bronić miasta za wszelką cenę. Wybrali odwrót na Śląsk, który ze względu na przemysł był dla nich ważniejszy strategicznie. - Gdyby podjęli decyzję o bronieniu miasta, doszłoby do jego okrążenia, ciężkich walk, szturmu i ogromnych zniszczeń. Ocalenie zawdzięcza więc Kraków dwóm czynnikom: odpowiedniemu zaplanowaniu radzieckiej operacji i atakowi z kierunku, którego Niemcy się nie spodziewali oraz niemieckiej niemożności bronienia szczupłymi siłami zarówno Krakowa, jak i Górnego Śląska - twierdził prof. Stańczyk.

Wbrew tym faktom, legenda celowego ocalenia Krakowa przez Koniewa była utrzymywana przez ponad 40 lat. U schyłku PRL-u, w 1987 r., postawiono nawet marszałkowi pomnik. Jak to w owym czasie bywało - „inicjatywa zrodziła się w terenowych ogniwach Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej”. I dalej: „Pierwszą uchwałę w tej sprawie podjęło koło TPPR przy krakowskim Hydrokopie. Wsparły ją szerokie rzesze mieszkańców Krakowa, załogi przedsiębiorstw, szkoły, organizacje społeczne”. Koniecznie musiał się ktoś wyróżnić przy budowie. „Wyróżniły się” zatem załogi m.in. Hydrokopu, Biprostalu, Chemobudowy, Kambudu, Chemkopu, Transbudu, Zakładu Gazowniczego i Przedsiębiorstwa Zieleni Miejskiej. Wykonana przez prof. Antoniego Hajdeckiego z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie charakterystyczna figura sowieckiego dowódcy w rozwianym płaszczu stanęła na cokole przy ówczesnej ul. Koniewa (dziś al. Armii Krajowej) w styczniu 1987 r. Na uroczystość odsłonięcia 18 stycznia przybyli m.in. wiceminister obrony narodowej gen. Tadeusz Tuczapski, attaché wojskowy ambasady ZSRR w Polsce płk Aleksander Tienieniew, szef Zarządu Politycznego Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej w Polsce gen. lejtnant Igor Titow, a także członkowie rodziny Koniewa, w tym jego żona.

Koniew w Krakowie. Ani miasta nie ocalił, ani na cokole długo nie postał

- Odsłaniany dziś pomnik jest jeszcze jednym symbolem polsko-radzieckiej przyjaźni. Jest wyrazem naszych najlepszych uczuć, jakie społeczeństwo Krakowa i cały naród polski żywi dla swych wyzwolicieli - przemawiał Jan Czepiel, sekretarz Komitetu Krakowskiego PZPR, przewodniczący Zarządu Krakowskiego TPPR i Komitetu Budowy Pomnika. Odsłonięcia monumentu dokonali: I sekretarz KK PZPR Józef Gajewicz, przewodniczący Rady Narodowej m. Krakowa Apolinary Kozub oraz prezydent Tadeusz Salwa. „Goście uroczystości oraz mieszkańcy grodu pod Wawelem złożyli wieńce i wiązanki kwiatów” - informowała prasa.

Marszałek Koniew wielki jest!

Stawianie pomnika Koniewowi w momencie gdy komunistyczna władza w Polsce chyliła się ku upadkowi wywołało tylko kpiny krakowian. Najbardziej znanym przykładem społecznego nastawienia do tej sprawy jest pieśń wykonywana w Piwnicy pod Baranami. Otóż autor pomnika, prof. Hajdecki, udzielił prasie bombastycznego wywiadu, którego fragmenty piwniczni artyści przerobili na piosenkę do muzyki Zbigniewa Preisnera.

„Koniew, Marszałek Koniew
Wielki jest
Wielki jest!
Żona i córki opowiadały
Że był surowy, jednocześnie łagodny.
Kochał sztukę.
Suma tych wrażeń zaciążyła
Na ostatecznym zmaganiu z bryłą
Na wyrażeniu ruchu, dynamiki.
Mogę powiedzieć sam
Zaprzyjaźniłem się
Z marszałkiem Koniewem.
Albowiem codziennie
Byliśmy obaj w pracowni
On był rzeźbiony, a ja rzeźbiarzem"

Nie postał długo

Po niespełna czterech latach, już w innym ustroju i po radykalnej zmianie oceny postaci Koniewa, zapadła decyzja o usunięciu monumentu. Rada miasta we wrześniu 1990 r. podjęła uchwałę „w sprawie likwidacji w Krakowie pomników będących symbolami panowania sowieckiego”, ale krakowianie już wcześniej próbowali własnymi siłami rozebrać marszałka. W październiku Andrzej Karocki z Komitetu Obywatelskiego zaczął odrywać litery z monumentu, z czego musiał się później tłumaczyć prokuraturze.

Koniewa próbowano sprzedać, podobnie jak Lenina z Nowej Huty. Zareagowała na to rada narodowa z miasta Kirow na Ukrainie, bo Koniew urodził się w pobliżu Kirowa. Prośba o przekazanie pomnika nadeszła od krakowskiego konsula ZSRR, a rada miasta wyraziła zgodę. I tak w styczniu 1991 r., w ciągu dwóch dni, marszałka zdemontowano, a sołdaci zawieźli figurę do Olkusza. Tam marszałka załadowano do szerokotorowego pociągu, który odstawił go do istniejącego jeszcze Związku Radzieckiego. W Kirowie pomnik umieszczono na placu im. Koniewa, obok ulicy jego imienia. Stoi tam do dziś. W Krakowie zaś pozostał spory cokół oraz mający blisko 2,5 metra średnicy znicz. Kostkę spod pomnika przekazano na wykończenie kopca Piłsudskiego. Co do przyszłości cokołu nadal nie ma sprecyzowanych planów. Zamierzano ustawić na nim żołnierzy Armii Krajowej, strażaków, Stanisława Wyspiańskiego (jeśli zostałby przeniesiony spod Muzeum Narodowego w Krakowie), amerykańskiego astronautę Neila Armstronga albo antykomunistycznego działacza Mieczysława Majdzika. Mimo wielu konsultacji, konkursów i plebiscytów, do dziś nie zdecydowano, kto powinien zająć miejsce Koniewa.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.