Abp Jędraszewski: Politycy swoim zachowaniem wyrządzają nam krzywdę

Czytaj dalej
Fot. Fot: Adam Wojnar
Rozmawia Grażyna Starzak

Abp Jędraszewski: Politycy swoim zachowaniem wyrządzają nam krzywdę

Rozmawia Grażyna Starzak

Kościół powinien pełnić rolę sumienia narodu. Funkcję niejako prorocką, czy to się komuś podoba, czy nie. I nie jest to wyłącznie moje zdanie - mówi ksiądz arcybiskup Marek Jędraszewski, metropolita krakowski.

- Minęło siedem miesięcy, odkąd Ksiądz Arcybiskup został gospodarzem przy Franciszkańskiej 3. Niewiele się tutaj zmieniło.

- To prawda, choć tego lata zostały odnowione pokoje Domu Arcybiskupów Krakowskich. Minęło 11 lat od ostatniego malowania, trzeba było je więc odświeżyć. Ściany są innego koloru. Inaczej rozmieszczono wiszące tu od lat, czy nawet wieków, obrazy, ale meble w sali audiencyjnej zostały te same. To wyjątkowe miejsce. Tu wszak przyjmował gości Karol Wojtyła. Natomiast, jeśli chodzi o prywatne apartamenty metropolity, to już w czasach kardynała Dziwisza zostały trochę przebudowane. Poszerzono je o jedno pomieszczenie. Przypomnę, że korzystali z nich nie tylko moi poprzednicy, ale także papieże - Benedykt XVI i Ojciec Święty Franciszek w czasie ich pielgrzymek do Polski. Jest tam też jeden pokój, który był sypialnią kardynała Karola Wojtyły, a później Jana Pawła II. Ja urządziłem w nim swoje prywatne oratorium, pokój modlitwy. Dlaczego tam? Dlatego, że słyszałem, iż kardynał Wojtyła, jak tylko wstawał rano z łóżka, szedł do okna i błogosławił Krakowowi. Ten sam gest powtarzał później, jako papież w Watykanie. Wtedy oczywiście błogosławił Rzymowi i światu. Uznałem, że ten pokój to dobre miejsce do osobistej modlitwy. Przy Franciszkańskiej 3 jest, co prawda, kaplica, w której odprawiam msze święte, ale korzysta z niej również wiele innych osób, nie tylko pracownicy kurii. Natomiast ten pokój, to moje oratorium, ta mała kapliczka, w której są m.in. relikwie św. Jana Pawła II, zapewnia bardziej osobiste spotkanie z Panem Bogiem. To miejsce modlitwy za Kraków, za całą archidiecezję.

- W krakowskiej kurii obowiązywały też wprowadzone jeszcze przez Karola Wojtyłę zwyczaje. Stałe pory wspólnych posiłków, stałe godziny przyjmowania gości itd. Czy i to zostało po staremu?

- Przejąłem te zwyczaje i kontynuuję je. To naturalne, ponieważ ta tradycja wyznaczała i wyznacza rytm życia nie tylko poszczególnych arcybiskupów krakowskich, ale również styl życia ludzi, którzy chcą się spotkać i którzy mają na to czas w konkretnych godzinach. Posiłki też jadam razem ze współpracownikami. To dobry czas na wymianę myśli czy przekazania pewnych, pilnych informacji.

- Skoro jesteśmy przy stole. W kurialnej kuchni gotowały i wciąż to robią siostry sercanki. Od nich wiem, że Karol Wojtyła najbardziej lubił ziemniaki z zsiadłym mlekiem, kard. Franciszek Macharski pierogi ruskie, a kard. Dziwisz makarony. A jaka jest ulubiona potrawa Ekscelencji?

- Zjadam wszystko, co podadzą siostry. A gotują wspaniale. Trzeba ogromnej dyscypliny i samozaparcia, żeby ustrzec się grzechu łakomstwa. A jeśli chodzi o moją ulubioną potrawę, to boję się powiedzieć, żeby mi później księża nie wymawiali…

- Czego?

- Ano tego, że gdy np. przy okazji bierzmowania zbiorą się w danej parafii kapłani z całego dekanatu, to proboszcz, chcąc np. mnie dogodzić, poda im proste, chłopskie jedzenie. A oni zapewne chcieliby zjeść coś lepszego.

- Proste, chłopskie, wielkopolskie jedzenie, czyli?

- Skoro tak pani nalega, to powiem. Otóż bardzo lubię pyry z gzikiem. Pyry to, jak pani zapewne wie, ziemniaki. W tym daniu powinny być gotowane w mundurkach. A gzik to twarożek z czosnkiem, cebulą dymką, kwaśną śmietaną, posypany na wierzchu szczypiorkiem. Ugotowane ziemniaki kraje się na pół, a na każdą połówkę nakłada gzik, który wedle przepisu ma być wyrazisty w smaku, czyli przyprawiony solą i pieprzem. Takie m.in. danie jadałem w domu, a miałem to szczęście, że dość długo gotowała mi mamusia. Nawet wtedy, gdy byłem już biskupem.

- Jak podsumowałby Ksiądz Arcybiskup te siedem miesięcy swojej bytności przy Franciszkańskiej 3. Czy udało się nawiązać kontakt z przedstawicielami poszczególnych środowisk, tworzących archidiecezjalną wspólnotę?

- O to trzeba by zapytać wiernych. Ja mogę powiedzieć, że doznaję bardzo wiele wyrazów sympatii i serdeczności ze strony przedstawicieli różnych środowisk, czy to w Krakowie czy od wspólnot góralskich. Podhale, Spisz, Orawa to okolice, które odwiedzałem wcześniej, mieszkając jeszcze najpierw w Poznaniu, a następnie w Łodzi. Więc w pełni odwzajemniam te uczucia. Zawsze cieszę się, gdy mogę odwiedzić te strony.

- Kilka dni temu, w czasie spotkania z katechetami, cytował Ksiądz Arcybiskup słowa papieża Franciszka, który przestrzega przed „szarym pragmatyzmem codziennego życia Kościoła, w którym pozornie wszystko postępuje normalnie, podczas gdy w rzeczywistości wiara się wyczerpuje i stacza w miernotę”. O tym, że wiara się wyczerpuje, nawet w tak pobożnych regionach jak południe Polski, świadczą dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. Coraz mniej Polaków chodzi na msze św., coraz mniej uczniów uczęszcza na katechezę. Czy to nie martwi hierarchów?

- Te dane są różne w różnych regionach kraju. Na pewno trzeba się nad nimi pochylić i dokładnie je przeanalizować. Z tego, co mi wiadomo, nie są aż tak alarmujące, ale przestrzegałbym na pewno przed tanim optymizmem. Rzeczywiście, podczas spotkania z katechetami zacytowałem fragment adhortacji apostolskiej papieża Franciszka „Evangelii gaudium”, po polsku „Radość Ewangelii”. Te mocne słowa papieża odnoszą się do Kościoła katolickiego działającego na całym świecie, a zatem nie tylko do Kościoła w Polsce. Zapewne w każdym z krajów to zagrożenie, o którym pisze papież, wygląda nieco inaczej. Niemniej jednak uważam, że niejeden ksiądz także i u nas powinien je sobie wziąć głęboko do serca i w odniesieniu do nich zrobić uczciwy rachunek sumienia, jak wygląda jego zaangażowanie w życie Kościoła, zatroskanie o to, co jest dzisiaj, o to, co będzie jutro i pojutrze.

- Czy nie uważa Ksiądz Arcybiskup, że jedną z przyczyn „wyczerpywania się wiary” Polaków jest to, że wielu z nas, ludzi wierzących, coraz częściej słyszy o grzechach Kościoła, a właściwie poszczególnych duchownych…

- Zawsze to, co jest złe, budzi zgorszenie, a zgorszenie powoduje, że tworzy się dystans. Może nie wprost wobec samego Pana Jezusa i Ewangelii, ale na pewno wobec Jego sług, wobec Kościoła urzędowego. Każde zgorszenie jest także związane z krzywdą, która pozostaje. Nieraz, jeśli jest to krzywda wielka, utkwi ona głęboko w człowieku. Jest raną, którą trudno zaleczyć. To nie są łatwe tematy. Jedynym, najbardziej skutecznym lekarstwem na to jest przebaczenie, ale dojść do tego, żeby przebaczyć, dojść do tego, żeby przebaczyć całym sercem i jeszcze modlić się za swojego kata, nieraz graniczy z heroizmem. Mówię to nie dlatego, żeby Kościół nie miał głosić pochwały tak pojętego heroizmu, ale po to, żeby uświadomić, jakie to jest trudne. Jedno jest pewne. Takie czyny powodują odchodzenie niektórych osób od Kościoła.

- Jedno z tych „złych” wydarzeń, o których wspomina Ksiądz Arcybiskup, to pedofilia wśród księży. Znamy zdecydowane stanowisko papieża w tej kwestii i naszych hierarchów. Mówi się m.in. o konieczności powołania w każdej diecezji delegata biskupa do tych spraw, kapłana, do którego każdy wierny miałby dostęp…

- W archidiecezji krakowskiej mamy kapłana, który pełni taką funkcję. Konieczne jest być może szersze rozpropagowanie tej informacji. Na stronie internetowej diecezji, bo to dzisiaj główny środek komunikowania się, znajduje się jego imię, nazwisko oraz adres mailowy. Po to, by te bolesne sprawy mogły być zgodnie z procedurami Kościoła podjęte i wyjaśnione. A potem, gdy zgłoszona informacja się potwierdzi, żeby winni ponieśli karę.

- Ekscelencjo, wielu z nas wierzących ma dzisiaj dylemat, słuchając homilii czy wystąpień poszczególnych hierarchów. Kogo słuchać? Komu ufać? Niektórzy z nas zadają sobie pytanie, czy nie za dużo jest polityki na ambonie?

- Zarzut, że Kościół uprawia politykę na ambonie, bardzo łatwo postawić. I to w najbardziej, wydawałoby się, nieoczekiwanych sytuacjach. Chcę w tym miejscu przypomnieć, że Kościół ma swoją naukę społeczną i jej zasady muszą być z ambon głoszone. Kościół musi wchodzić w przestrzeń publiczną, dając pewne oceny tego, co się dzieje, w kategoriach dobra i zła, w duchu pełnej odpowiedzialności za Kościół i za Ojczyznę. Mamy tu bogate tradycje. Bardzo piękne. Począwszy od płomiennych przemówień Piotra Skargi, kandydata na ołtarze z XVII w. Wtedy, kiedy Polska wydawała się być jeszcze prawdziwym mocarstwem europejskim, którego fundamenty zdawały się być niczym niezagrożone. Tymczasem Skarga już dostrzegał zagrożenia, wynikające z prywaty możnowładców, z braku odpowiedzialności za dobro wspólne, z życia ponad stan. Mówił o tym i piętnował to. Przyjmowano go różnie. Wielka troska o Polskę była też źródłem tego wszystkiego, co mówił i czynił dla niej kard. Stefan Wyszyński, co czynił także kard. Karol Wojtyła, także wtedy, gdy jako Jan Paweł II został głową Kościoła katolickiego. Oni też byli oskarżani o to, że mieszają się do polityki. Wtedy też wielu uważało, że najlepiej byłoby, żeby duchowni w istotnych sprawach dla Polski, dla narodu, głosu nie zabierali. Jednakże - to nie tylko moje zdanie - Kościół powinien pełnić rolę sumienia narodu, funkcję niejako prorocką, czy to się komuś podoba, czy nie.

- Skoro mówimy o polityce, czy Księdza Arcybiskupa nie razi poziom debaty publicznej, język agresji, używany przez naszych polityków?

- Można by po Herbertowsku powiedzieć, że to jest kwestia smaku. Jednakże jest w tym coś zdecydowanie więcej niż jakieś negatywne doświadczenie o charakterze tylko estetycznym. Niekiedy zadaję sobie pytanie, co pomyślą sobie o nas przedstawiciele innych narodów, kiedy dzięki telewizji zobaczą niektóre obrazy z posiedzeń polskiego Sejmu czy Senatu. Co pomyślą o nas, o naszej kulturze politycznej. Czasem pokazywano nam w telewizji obrazy z parlamentarnych obrad z odległych od nas państw. Nawet nie znając języka, łatwo było odczytać w nich ogrom słownej przemocy, która w pewnym momencie przekształcała się w przemoc fizyczną, łącznie z bójkami deputowanych na pięści. Budziło to w nas uśmiech zażenowania. Boję się, że scenki, przekazywane dzisiaj z Polski, wzbudzają podobne reakcje u innych i wyrządzają wielką krzywdę narodowi polskiemu. Przecież przekazują światu bardzo zafałszowany obraz Polski. Polacy tacy nie są. Prawdziwy obraz siebie daliśmy światu w czasie Światowych Dni Młodzieży. Obraz Polaków uśmiechniętych, gościnnych, życzliwych. Przecież taki w większości jest nasz naród. Natomiast „wybrańcy” naszego narodu swoim budzącym zażenowanie postępowaniem wyrządzają nam wszystkim wielką krzywdę.

- Czy nie uważa Ksiądz Arcybiskup, że właśnie o tym powinno się mówić z ambony? Dzisiaj rzadko słyszy się w kościele, że wyszydzanie kogoś, poniżanie i wszelkie inne formy agresji słownej to grzech…

- Było już kilka oświadczeń Konferencji Episkopatu Polski, w których wzywaliśmy polityków, ale nie tylko ich, do bardziej kulturalnych zachowań, wypowiedzi, a przede wszystkim do poszanowania drugiego człowieka - właśnie poprzez kulturę słowa. Odnoszę wrażenie, że jest to rzucanie grochem o ścianę. Mam jednak nadzieję, że znajdą się osoby, dla których tego rodzaju apele okażą się czymś, co uruchomi osobistą refleksję, która doprowadzi do rewizji dotychczasowych postaw.

- Jest Ksiądz czternastym biskupem krakowskim, który pochodzi z Wielkopolski. Wiele im zawdzięczamy. Wspierali powstanie Akademii Krakowskiej i budowali dom arcybiskupów przy Franciszkańskiej 3. Czy to dlatego, zaraz po nominacji, powiedział Ekscelencja, że „Kraków to ogromne wyzwanie”?

- Kraków jest wielkim wyzwaniem dla każdego pasterza, ponieważ tutejszy Kościół ma ogromny potencjał. Mierzony nie tylko liczbą mieszkańców archidiecezji - bo ta jest porównywalna z liczbą mieszkańców warszawskiej, poznańskiej czy łódzkiej, ale mierzony także liczbą kapłanów, diecezjalnych i zakonnych, sióstr i braci różnych zgromadzeń. Przy tym archidiecezja krakowska jest znana z przywiązania do tradycji, do Kościoła. To jest wielkie zobowiązanie, ale także wielkie wyzwanie, żeby wielkie dzieło tworzone tutaj od tylu wieków mogło się dalej dobrze rozwijać.

- Czy jest coś, co Księdza zaskoczyło w archidiecezji krakowskiej, w porównaniu do poznańskiej czy łódzkiej?

- To są różne wspólnoty. Ta różnica wynika z wielu czynników. Już w odległych wiekach, u początków naszej państwowości, potem w okresie Polski dzielnicowej, widoczne były różnice między Wielkopolską a Małopolską. Różnice tradycji, pewnego spojrzenia na kraj, na jego miejsce w Europie. Różnice w poglądach między możnowładcami, którzy stanowili grono królewskich doradców. Znamienną rzeczą jest, że Przemysł II, książę wielkopolski w latach 1279-1296, który na mocy testamentu księcia wrocławskiego Henryka IV Prawego objął księstwo krakowskie, nie mając dostatecznego poparcia krakowskich możnych, szybko się stąd wycofał, czując niezbyt sprzyjającą dla siebie atmosferę. Pewne różnice już wtedy się kształtowały. To znajduje także odbicie w nazwie obu regionów - Wielkopolska i Małopolska - z rozmaitymi ich konotacjami. Te różnice, wciąż widoczne, zostały pogłębione, nie chciałbym powiedzieć, że na zawsze utrwalone, na skutek zaborów. W Małopolsce, w dawnej Galicji, w tej części zaborów, które przypadły Austro-Węgrom, sytuacja Kościoła była stosunkowo najlepsza. Mieszkańcy Galicji mieli największą swobodę, jeśli chodzi o praktyki religijne i możliwość rozwijania pewnych polskich tradycji, łącznie z polską szkołą. Całkiem inaczej wyglądało to w Wielkopolsce, gdzie podjęto niezwykle silną, niekiedy wręcz brutalną, akcję germanizacji. Kanclerz Niemiec Otto Bismarck w okresie tzw. Kulturkampfu chciał zniszczyć Kościół katolicki. Abp Mieczysław Ledóchowski, który w 1866 r. został metropolitą gnieźnieńskim i poznańskim, był przez dwa lata więziony przez władze pruskie m.in. dlatego, że nie godził się na nauczanie religii w języku niemieckim. Karą dla niepokornego metropolity było też zamknięcie seminariów w Poznaniu i w Gnieźnie. W najtrudniejszej bez wątpienia sytuacji byli wierni w zaborze rosyjskim, zwłaszcza po powstaniu styczniowym. Tam doszło do likwidacji bardzo wielu zakonów, a działalność księży odbywała się pod ścisłą kuratelą władz carskich. Znamienne jest to, że Akademia Teologiczna, główna wówczas uczelnia przygotowująca kadry dla Kościoła katolickiego na terenie Rosji carskiej, a więc i dla tej części Polski, która znalazła się pod zaborem rosyjskim, miała swoją siedzibę w Petersburgu. Odpowiadając na pytanie, powiem, że nic mnie szczególnie nie zaskoczyło. Znając historię Polski, było dla mnie jasne, jakie są różnice między wspólnotami wiernych mieszkających w tych trzech diecezjach.

- Rodzinne gniazdo Księdza Arcybiskupa jest w Wielkopolsce, ale z tego, co wiem, przodkowie po kądzieli, Ekscelencji pochodzili z Niemiec…

- Od strony babci i mamy, i ich przodków mam powiązania z bambrami, osadnikami niemieckimi z Bambergu, których zaproszono do Wielkopolski w XVIII w., po wielkiej zarazie, która zdziesiątkowała tamtejszą ludność. Warunkiem postawionym Niemcom, którzy chcieli się przesiedlić, było to, że muszą być katolikami. Tradycje bambrów, szczególnie ich piękne stroje ludowe, są żywe do dziś. Podczas zaborów, w okresie wspomnianego wyżej Kulturkampfu, bambrzy, ze względu na przynależność do Kościoła katolickiego, bardziej poczuli się Polakami niż Niemcami, stając się żarliwymi polskimi patriotami, którzy potem brali czynny udział w powstaniu wielkopolskim. W czasie II wojny światowej zaś woleli stracić cały swój majątek, niekiedy nawet pójść do obozów, a nawet stracić życie, niż wyrzec się swojej miłości do Polski.

- Część licznej rodziny Księdza była też związana z ziemią krakowską. Dowiedziałam się, że w dawnej siedzibie mojej redakcji, w budynku przy ul. Wielopole 1, przed wojną pracował wujek Ekscelencji. Był fotografem w słynnym IKC-u, czyli „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”…

- Wiedziałem, że wujek Ludwik pracował w tej gazecie. Nie wiem natomiast, czy zachowały się jakieś ślady jego pracy w IKC-u - fotografie, dokumenty. Wujek Ludwik zmarł na serce w sierpniu 1931 r. i został pochowany na cmentarzu Rakowickim. Natomiast 20 km od Krakowa, w Biórkowie Wielkim w gminie Koniusza, jest mogiła mojej babci, która nie przeżyła wojennej tułaczki i zmarła tam w marcu 1945 r. Moja babcia i mama nosiły nazwisko Kahl. Miały łatwy do wykazania rodowód niemiecki, ale ponieważ zaparły się swojej przynależności do narodu niemieckiego, wyrzucono je z Poznania w grudniową noc 1939 r. Ponoć była wtedy sroga zima. Przewieziono je do obozu przejściowego dla przesiedleńców przy ul. Głównej, a następnie wywieziono dalej. Mamę porzucono w Limanowej. Tam pomogli jej przetrwać górale. Opowiadając pani o tym, muszę się zwierzyć, że 1 listopada tego roku czeka mnie niezwykłe przeżycie. Będę miał możność być na grobie babci, jako arcybiskup metropolita krakowski, uczestnicząc, właśnie w Biórkowie, w uroczystościach Wszystkich Świętych. Już rozmawiałem z proboszczem na ten temat.

- Nie jest łatwo umówić się z Ekscelencją. Pełni Ksiądz Arcybiskup wiele różnych funkcji w kraju i za granicą…

- To prawda. W związku z tym muszę czasem wyjechać z Krakowa, ale wystarczy spojrzeć na mój kalendarz, żeby się przekonać, iż nie zaniedbuję swoich obowiązków, jako metropolity krakowskiego. Poza tym, moi poprzednicy także pełnili wiele różnych funkcji. Papież Jan Paweł II, wspominając czasy, gdy był metropolitą w Krakowie, powiedział kiedyś, że sumując swoje pobyty w Kolegium Polskim w Rzymie, w związku z licznymi funkcjami, jakie pełnił, byłoby tego ze dwa lata. Obowiązki, które mam poza Krakowem, sprawiają, że co jakiś czas muszę być w Rzymie, czasem w innych krajach europejskich. Staram się jednak czas pobytu tam skrócić do minimum. Błyskawicznie załatwić sprawy i wracać.

- Czy przy tylu obowiązkach ma Ksiądz Arcybiskup jeszcze czas na realizowanie swoich pasji? Chodzenie po górach, czytanie książek…

- Na to rzeczywiście brakuje czasu. Gdy nachodzi mnie taka refleksja, przypominam sobie sytuację z lat 90. i spotkanie w Watykanie z Janem Pawłem II. Wtedy nie byłem jeszcze biskupem. Pamiętam, że w czasie tego spotkania papież przywitał się ze mną i chwilę patrzył na mnie z tym swoim dobrotliwym uśmiechem, a potem powiedział z westchnieniem: „Ksiądz Marek, szczęśliwy człowiek, ma czas czytać książki”. Dziś doskonale rozumiem, co Ojciec Święty miał wtedy na myśli.

***

Abp Marek Jędraszewski urodził się 24 lipca 1949 r. w Poznaniu. Jest profesorem nauk teologicznych. Arcybiskupem łódzkim był od 11 lipca 2002 r. Znany z ostrego języka uważany jest za jednego z najbardziej wyrazistych duchownych w episkopacie Polski.

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 20

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Rozmawia Grażyna Starzak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.