Osiem lat budował pełnomorski jacht na zapleczu łódzkiej uczelni

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Gałasiński
Paweł Patora

Osiem lat budował pełnomorski jacht na zapleczu łódzkiej uczelni

Paweł Patora

Jerzy Jurga, emerytowany pracownik Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, sam zbudował jacht pełnomorski.

To wyjątkowe przedsięwzięcie zajęło mu 8 lat. Choć osiągnął niewiarygodny sukces, nie jest w pełni usatysfakcjonowany, bo jacht miał powstać dużo wcześniej. Budowę rozpoczął ponad trzy lata przed emeryturą, gdy jeszcze pracował jako specjalista kontroli wewnętrznej na Uniwersytecie Medycznym.

Władze administracyjne uczelni użyczyły mu stare pomieszczenie magazynowe w pobliżu Centrum Kliniczno-Dydaktycznego. To tam codziennie po pracy budował swój jacht. Narzędzia i materiały kupował z własnej pensji. Po trzech latach gotowy był już kadłub, na razie umieszczony do góry dnem. Jego konstrukcja składała się z łoża (czyli hellingu) i dziesięciu wręgów tworzących ożebrowanie i nadających kształt kadłubowi. Po jej wykonaniu konieczne było żmudne listewkowanie. Pan Jerzy odpowiednio wygięte listewki (o przekroju 2 na 2 cm i długości od 4 do 4,5 metrów) przyklejał jedna do drugiej chemoutwardzalnymi epidianami, a następnie co drugą przybijał do wręgów miedzianymi gwoździami. W lipcu 2012 r. wszystkie 250 listewek już znalazło się na kadłubie, a Jerzy Jurga rozpoczął ich szlifowanie. Wtedy napisaliśmy o jego dziele w „DŁ” w cyklu „Seniorzy z pasją”.

Po przejściu na emeryturę - rejsy

Pan Jerzy opowiedział nam wtedy o swoich planach, które przewidywały ukończenie budowy jachtu przed rozpoczęciem sezonu żeglarskiego w 2013 r. Wtedy, już jako emeryt (od 1 kwietnia), miał wypłynąć swoim jachtem na rejs po Bałtyku przez Litwę i Gotlandię do norweskich fiordów i Wysp Alandzkich. Potem miały nastąpić kolejne rejsy morskie pod żaglami - wspaniały pomysł na aktywne spędzanie czasu na emeryturze.

Do zrealizowania tego pomysłu potrzebne było jeszcze dokończenie kadłuba (po oszlifowaniu, przyklejenie do niego trzech warstw tkaniny szklanej i laminatu, oraz polakierowanie), odwrócenie go dnem na dół, a następnie wykonanie nadbudówki, kokpitu, wyposażenia oraz prac instalacyjnych i wykończeniowych.

Nieprzewidziane przeszkody

Pierwszą część swego planu, czyli wybudowanie jachtu, pan Jerzy zakończył dopiero teraz - prawie 5 lat póżniej niż zamierzał. Skąd to opóźnienie?

- Przeszkód było bardzo dużo - mówi Jerzy Jurga. - Pierwsza nastąpiła już podczas odwracania kadłuba. Konstrukcja zbudowana do tego celu nie wytrzymała i jacht runął na beton. Problem był poważny, ale pomógł komendant straży pożarnej w Łodzi - też żeglarz, który po obejrzeniu leżącego na betonie kadłuba, skierował na miejsce zdarzenia drużynę ratownictwa wysokościowego, która wykonała podwieszaną konstrukcję i przy jej użyciu podniosła jacht, umieszczając go dnem do dołu. Podczas upadku połamały się przygotowane wcześniej trzy wręgi do nadbudówki jachtu, które trzeba było wykonać od nowa, po usunięciu zniszczonych.

Kolejnymi przeszkodami były kilkakrotne przerwy spowodowane stanem zdrowia.

- Raz podczas pracy przy kadłubie spadłem z pochyłości i straciłem przytomność - mówi pan Jerzy. - Dwukrotnie byłem w szpitalu. Od jakiegoś czasu jestem cukrzykiem. Lekarze mówią, że moja intensywna praca przy jachcie łagodzi objawy i spowalnia postęp choroby.

Poważną przeszkodą było też zdobycie materiałów (takich jak maszt, okucia czy wyposażenie) do budowy tak nietypowej jednostki. Trzeba było zamawiać je indywidualnie, specjalnie do tego projektu. Na rynku dostępne są bowiem materiały i części do jachtów produkowanych seryjnie. W tym przypadku problemem było znalezienie producentów. Elementy wytwarzane na specjalne zamówienie są odpowiednio droższe. Pan Jerzy przeznaczał na ich zakup część emerytury i korzystał z pożyczek.

Przyczyną opóźnień był też brak wprawy pana Jerzego, który - choć ma wyjątkowe zdolności manualne - to jednak z wykształcenia jest prawnikiem, nie zaś szkutnikiem, instalatorem, czy stolarzem. Popełnił więc nieco błędów, które musiał poprawiać, co wydłużało czas budowy.

Jacht został wykonany zgodnie z projektem, opracowanym przez Janusza Maderskiego. Jerzy Jurga podkreśla, że dzięki niemal codziennym kontaktom telefonicznym lub mejlowym z mieszkającym w Szczecinie konstruktorem, udało się pokonać liczne trudności.

Wiosną Sapeli wypłynie w morze

Jacht został zarejestrowany w Polskim Związku Żeglarskim jako Sapeli. Skąd ta nazwa? - Bo tak nazywa się odmiana mahoniu, z którego wykonane jest wnętrze tego jachtu - wyjaśnia pan Jerzy.

Tydzień temu, z udziałem władz administracyjnych Uniwersytetu Medycznego oraz pracowników Bura Audytu i Kontroli UM, którzy wspierali pana Jerzego w jego przedsięwzięciu, odbyła się uroczysta prezentacja jachtu, a następnego dnia został on przewieziony do Gdańska. Teraz stoi na nabrzeżu w Jachtklubie Stoczni Gdańskiej. Brakuje jeszcze tylko żagli i ołowianego balastu.

- W maju, po rozpoczęciu sezonu żeglarskiego, zamierzam odbyć rejs techniczny po Zatoce Gdańskiej, a następnie opływać ten jacht technologicznie, aby zobaczyć, jak zachowuje się w różnych warunkach - mówi Jerzy Jurga. - Co dalej? Ze względu na swój wiek i choroby, wolę nie planować.

Oczywiście pan Jerzy wciąż marzy o dalekich rejsach na swoim jachcie, który zbudował, mimo przeszkód i wielu chwil załamania. Myśli też o tym, aby ta wyjątkowa jednostka w przyszłości, gdy on sam nie będzie już mógł z niej korzystać, służyła szkoleniu młodych żeglarzy.

Paweł Patora

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.